środa, 24 grudnia 2014

Wesołych Świąt

Z okazji Świąt Bożego Narodzenia chciałabym złożyć najszczersze życzenia wszystkim czytelniczkom mojego bloga. Dużo szczęścia, miłości i spełnienia wszystkich waszych marzeń. Chciałabym również życzyć dużo weny na pisanie rozdziałów. Więc jeszcze raz Wesołych Świąt Bożego Narodzenia i Szcześliwego Nowego Roku 2015

piątek, 12 grudnia 2014

Rozdział 13

Zapraszam na bloga Komarka :) http://jortini-lovee.blogspot.com/
Następnego dnia Violę obudził zapach naleśników. Kiedy otworzyła oczy zobaczyła obok niej Leona z bukietem fioletowych róż.
- Violu...przepraszam Cię za wszystko. Nie chciałem żeby to tak wyszło. Nie chcę Cię już krzywdzić
- Nie chcesz, a jednak to robisz
- Zmienię się! Tylko błagam wybacz... wybacz mi
- Ty się nigdy nie zmienisz a to wszystko przez to że się boisz. Tyle lat krzywd wyrządzonych przez ciebie i ty dopiero teraz mówisz że się zmienisz? Ja ci wybacze a po powrocie znowu będzie to samo?!
- Naprawdę się zmienię. - mówił spokojnie - tylko proszę uwierz. Postaram się im postawić i nie będę tchórzem tylko proszę wybacz mi! Bez Ciebie sobie nie poradzę!
- Nie wierze ci już. Tyle czasu doskonale sobie radziłeś a teraz po prostu bierzesz mnie na litość
- Proszę...- mówił łamiących się głosem - potrzebuje Cię. Zbliżyłem się do Ciebie i teraz nie mogę się oddalić. Nie mozesz mnie zostawić - coraz bardziej się załamywał - ja...jja nie dam rady sob...sobie sam
- Skąd mam mieć pewność że mnie nie okłamujesz?
- Jakbyś mi ufała to byś wiedziała że cie nie skrzywdze drugi raz. Daj mi szansę.
- Ufam Ci. Tylko dobrze wiesz że nie do końca ci ufam po tym co mi zrobiłeś. I skąd mam mieć 100% pewności?
- Ehhh. Nigdy nigdzie nie będziesz miała 100% pewności.
- To może inaczej co masz zamiar zrobić żebym ci wybaczyła? - Violetta powoli przesunęła się do Leona
- Hymm zrobię wszystko co będziesz chciała
- A jeśli bym ci powiedziała że chce się z tobą kochać to co?
- Wszystko to wszystko. Ale najpierw byś musiała mi to powiedzieć 50 razy dopiero się zgodze
- Dlaczego 50 i co mam ci powiedzieć? - Violetta zaczęła jeździć palcami po guzikach chłopaka
- Masz powiedzieć 50 razy że chcesz sie ze mna kochać. A dlaczego tyle? Bo jak byś tego naprawde chciala byś to zrobiła a jak nie to nie zrobisz tego.
- A samo to, że chcę ci oddać dziedzictwo nie wystarczy? - Violetta podniosła się i delikatnie siadając Verdasowi na kolanach zaczęła rozpinać mu kilka guzików w koszuli
- Nie. - złapał jej rękę - To nie wystarczy. Nie chcę żebyś potem mi mówiła że specjalnie mnie prowokowałaś żeby munie sprawdzić
- Z tego co czuje to nie muszę cie sprawdzać żeby wiedzieć że masz ochotę
- Może i mam ale nie chce. Prowokujesz mnie
- Jakbyś nie chciał to byś mi tak w dekolt nie zaglądał. - Vilu zaczęła się delikatnie poruszać - Czym ja cie prowokuje kochanie? - uśmiechnęła się - Ja jestem grzeczna
- Grzeczna? Jakbyś była grzeczna to byś usiadła grzecznie na sofie i film oglądała
- Przeszkadza ci to? - dalej delikatnie się poruszała
- Bardzo
- Dlaczego niby. Jeszcze wczoraj chciałeś się ze mną kąpać
- Teraz zrozumiałem co zrobiłem. Przez to, że na mnie nakrzyczałaś, zmieniłem się. A teraz zejdź ze mnie, weź kwiaty, powąchaj, podziękuj ładnie, odłóż je na stolik, zjedz śniadanie, weź kwiaty następnie zejdź na dół, włóż je do wody, usiądź na sofie w salonie, włącz telewizor i ładnie oglądaj.
- Ale ja nie chcę z Ciebie schodzić, nie chcę oglądać telewizji. Chcę Ciebie. Coraz bardziej czuje że masz ochotę. Jeszcze patrzysz mi się na piersi
- Nie Violetta! - lekko zepchnął ją z siebie
- Leon proszę
- Nie! Już ci mówiłem
- Leon... Nie chcę się z tobą kłócić. Proszę Cię
- Ja ciebie też prosiłem Violu
- A jak wykonam to o co prosiłeś i będe oglądać, to co ty bedziesz robił w tym czasie i co będziemy robić wieczorem?
- Ja w tym czasie pomyślę co będziemy robić wieczorem
- To pomyśl teraz i mi powiedz. Ja poczekam i w tym czasie będe ładnie jadła przy tobie - uśmiechnęła się delikatnie - tylko wymyśl coś żeby nie wychodzić nigdzie
- Dobrze wymyśle. A ty jedz. - nakazał i skierował się do drzwi
- Gdzie idziesz? - posmutniała
- Do salonu
- Dlaczego?
- Ide myśleć. A ty zajadaj
- No dobrze

KILKA GODZIN PÓŹNIEJ
Violetta siedziała w sypialni i czytała książkę do czasu kiedy wszedł Leon
- Przeszkadzam Ci? - spytał, a dziewczyna pokiwała przecząco głową a chłopak wszedł do pokoju i usiadł obok przygotowanej do spania brunetki - Chciałaś iść spać to sobie pójdę - już chciał wyjść ale Viola złapała go za rękę
- Zostań. Nie chciałam iść spać. Coś się stało że przyszedłeś? - spytała i zaczęła się bawić sznurkiem od dresu chłopaka
- Nie, nic się nie stało. Tak tylko przyszedłem do Ciebie.
- Do mnie? A po co? - Dziewczyna powoli odwiązywała sznurek od dresów chłopaka
- No posiedzieć z tobą, zobaczyć Cie
- Tak? To jak chciałeś mnie zobaczyć to może w całej okazałości
- Nie. Normalnie cie chciałem zobaczyć, bo stęskniłem się trochę za tobą.
- Ja za tobą też. Za twoim ciałem również
- Zauważyłem - popatrzył na dłonie dziewczyny - Violu... Co ty robisz?
- Mam na ciebie ochotę
- I to ma związek z tym że rozwiązałaś mi sznurek? - uśmiechał się delikatnie
- Tak. Nawet bardzo
- Mhm... Rozumiem. I powiedz mi słoneczko moje kochane co masz zamiar zrobić?
- Kochać się z tobą mój misiu
- A czy ja powiedziałem że ja chcę?
- Na pewno chcesz bo czuje
- Może się napaliłem, ale nie chcę
- Ale wiesz co ci powiem? Po twoim wybrzuszeniu widzę ze jest duży. I chciałabym go zobaczyć. Ty nie chcesz mnie zobaczyć? - Violetta  włożyła delikatnie rękę za spodnie chłopaka
- Violu... jasne że chce a... - dziewczyna mu przerwała
- Więc w czym problem?
- Sam nie wiem. Nie chcę żebyś potem mówiła że cie wykorzystałem. I jeśli mogę wiedzieć to co twoje piękne dłonie robią w moich spodniach?
- Nie powiem że mnie wykorzystałeś bo sama tego chce! A masują twoje przyrodzenie
- A co ty na taki układ? Będę z tobą spał dzisiaj ale pod warunkiem że ty będziesz w samej bieliźnie? - Leon próbował zmienić temat rozmowy czując że za chwilę będzie miał większą erekcję
- Masz się ze mną kochać a nie spać.
- Czemu aż tak ci zależy na tym?
- Chcę Cię poczuć w sobie - wypaliła zarumieniona
- Violetta jesteś dziewicą. Ja nie chcę ci zrobić krzywdy
- Wiem, że potrafisz być delikatny - usiadła na nim okrakiem i zaczęła całować jego szyję
- Słońce ty nie wiesz jaki jestem podczas stosunku
- Wiem że mnie nie skrzywdzisz
- Nie jestem tego taki pewny. Skarbie ja nie chcę ci zrobić krzywdy. Zrozum mnie... - powiedział - Podaj mi trzy szczere powody dla którego mam się z tobą kochać
- Noo yyy ten tego... - jąkała się
- No słucham
- To jest krępujące
- Tylko ja tu jestem. Powiedz mi czemu?
- Ehhh chciałabym cie poczuć w sobie. Zobaczyć jak chojnie cie matka natura obdarowała i - zaczęła szeptać - chchyba Cię kokokocham...
- Możesz powtórzyć?
- Chyba Cię kocham - powiedziała trochę pewniej
- Chyba?
- Tak
- I chcesz mi to udowodnić kochając się ze mną?
- Tak wiem że to głupie, ale tak właśnie chcę
- Nie jest to głupie. Rozumiem to że mnie kochasz. A jak mnie obdarowała natura to bardzo hojnie. Nie poczułaś? - spytał z delikatnym uśmiechem - dziewczyna się zaśmiała - Z czego sie śmiejesz?
- Nie z niczego. To co wejdziesz? Wejdziesz i wyjdziesz dobra? Ale jak będzie ci się podobało to będziesz wchodził i wychodził ile tylko będziesz chciał
- Violuś... Przecież czułaś jakiej jest wielkości
- Prooooooszę...
- Violuś...
- Proszę tylko wejdziesz i wyjdziesz
- Kochanie moje najdroższe u mnie się nie skończy na wejdziesz i wyjdziesz
- To już bonus dla mnie
- Zrobię ci krzywdę
- Nie zrobisz. - pogłaskała go po policzku
- Nie odpuścisz? Prawda?
- Prawda.
- Powiedz mi jak ty to sobie wyobrażasz. Hm?
- Normalnie. Najpierw wspaniała gra wstępna, następnie we mnie wchodzisz całując bardzo namiętnie moje usta i pieścisz moje piersi. Coraz bardziej Ci się to podoba i nie możesz przestać, więc kochamy się całą noc. Po skończonym stosunku idziemy się razem wykąpać i tam też to robimy. - dziewczyna mówiąc to cmokała jego pełne usta
- A jak skończymy? I co po powrocie do BA?
- Wychodzimy z łazienki zasypiam w twoich cudownych ramionach. Nie myśl co w Buenos, tylko żyj chwila. Po cudownym seksie zastanowimy się co w domu.
- No... dobrze. Tylko żebyś później nie żałowała. I masz mówić kiedy cie boli - powiedział Leon ostatecznie wyrażając zgodę
- Naprawdę?
- Tak. Na prawdę. - odpowiedział i delikatnie przygryzał jej szyję
Dziewczyna pisnęła ze szczęścia i zachłannie wpiła się w jego usta
- Tylko proszę cie nie krzycz. Masz mówić kiedy boli. I muszę cie jeszcze ostrzec
- Dobrze
- Kiedy wejdę możesz poczuć ból i możesz trochę krwawić. Mówię ci to teraz żebyś się nie przestraszyła
- Wiem to
- To dobrze jak wiesz
- Kocham Cie
- O już pewniej - uśmiechnął się
- A ty mnie kochasz?
- Od zawsze Cię kochałem - pocałowała go - To jak?
- Zaczynamy?
- Ty już zacząłeś bo czuje
Zaczęli się całować. Ich języki tańczyły w buziach, a ręce wędrowały po ich ciałach.  Violetty dłonie błądziły po jego torsie, delikatnie schodząc coraz niżej. Po chwili dłonie dziewczyny zatrzymały się na jego spodniach, a oni opadli na łóżko, tak, że leżeli na nim. Oczywiście on szybko to zmienił i to Leon leżał na dziewczynie, częściowo opierając się łokciami o łóżko, tak, aby nie miała całego ciężaru ciała na sobie. Jego dłonie delikatnie wchodzą pod materiał koszulki dziewczyny co sprawia, że na jej ciele pojawiają się ciarki. Jego dłonie są coraz wyżej, a ona coraz bardziej się podnieca, choć wie, że to dopiero początek. Nadal się całują co sprawia, że dziewczyna nie mogę się na niczym innym skupić. Dopiero po jakimś czasie zrzuca z siebie jego ciało i to ona zaczyna zdejmować jego koszulkę. Jej oczom ukazuje się idealnie umięśniony tors, co sprawia, że z wielką fascynacją go dotyka. Chłopak cicho pomrukuje co daje jej świadomość, że sprawia mu to przyjemność. Już po chwili jego koszulka znajduje się na ziemi, a Violetta nadal nie odrywam swoich dłoni od jego cudownego torsu. On swoimi silnymi ramionami ją delikatnie podnosi i po raz kolejny to on leży na niej. Wkłada ręce pod jej luźną koszulkę i ściąga ją z niej.
Już oboje są bez koszulek. Leon swoimi rękoma próbuje znaleźć zapięcie od stanika dziewczyny, aby dołączył on do bluzek, które znajdują się na ziemi. Po chwili je znalazł i wyrzuca go jak najdalej. Zaczyna się bawić piersiami Violetty co sprawia mi wielką przyjemność. Ona w tym czasie rękoma majstruje przy jego sznurku od spodni, i już po kilku minutach udaje jej się go zdjąć. Teraz zajmuje się jego spodniami. Jej ręce szybko znajdują sie na jego bokserkach i zaczynają masować jego przyjaciela przez cieniutki materiał. Cichutko jęczy co znaczy, że mu się podoba. Teraz to on swoje dłonie przenosi na pośladki Violi i płynnym ruchem zsuwa jej spodnie w dół. Po kolejnych kilku minutach są nadzy. Z ust dziewczyny wydobywają się coraz głośniejsze jęki. Leon płynnymi ruchami wchodzi i wychodzi z dziewczyny całując przy tym jej szyję.
Po skończonym stosunku przytulają się do siebie. Dziewczyna całuje go w usta i wstaje. Ciągnie chłopaka za sobą do łazienki.
- Czemu mnie ciągniesz do łazienki?
- Przecież mówiłam o wspólnej kąpieli nie?
- No tak. Ale tylko kąpiel nic więcej
- Zobaczymy
- Skarbie, ja już nie dam rady. Wykończyłaś mnie - uśmiechnął się słodko
- W wannie się odprężysz. Bo ja nie mam jeszcze dość kocie
- Violuś... Chodź już do tej wanny
- Kocham Cię
- Też Cię bardzo kocham
- Idziesz?
- Mówiłem ci to chwilę temu. Chodź
Dziewczyna się zaśmiała i wskoczyła Leonowi na plecy. Poszli do łazienki i tam Violetta weszła pierwsza do wanny a za nią wszedł Leon
- Ale gorąca woda. - powiedział chłopak
- Odprężymy się. - chłopak oparł się o wannę a dziewczyna o jego brzuch. Leon objął ją rękoma i pocałował w głowę - Co ci się we mnie podoba? - spytała nagle Viola
- Wszystko, twój uśmiech,  oczy, gesty wszystko
- A najbardziej?
- Usta i charakter
- Rozumiem. A jak po seksie?
- Wspaniale. Mógłbym tak codziennie jesteś niesamowita
- Dziekuję. To był mój pierwszy raz
- Wiem kochanie
- Wygodnie ci jest?
- Bardzo
- Ale ta wanna jest twarda a tobie jest wygodnie?
- Tak kochanie. Jest wygodnie. - Zaczął muskać jej szyję
- Podobno jesteś zmęczony
- No bo jestem ale mam na ciebie wielką ochotę
- To jest problem
- Czemu?
- Bo ja już nie mogę. I mnie boli
- Leon...
- Tak, skarbie?
- Bardzo Cię kocham
- Ja Ciebie też. Gdzie cię boli?
- Krocze
- Przepraszam myszko
- Nie twoja wina
- Moja mogłem być milszy
- A nie byłeś? Skarbie to był mój pierwszy raz, przebiłeś mi błonę i ma prawo mnie boleć. Wychodzimy czy zostajemy?
- Wychodzimy
Para wyszła z łazienki i poszli do sypialni. Zmęczeni dniem szybko zasnęli

LBA 3

I znów nominacja do LBA z bloga: http://prawdziwe-zycie-przeraza.blogspot.com/:)

Pytania:
1. Jak masz na imię?
Agnieszka :)
2. Najładniejsza\y postać z Violetty? (Chłopak i dziewczyna)
Leon, Fede, Violetta i Ludmiła :)
3. Co lubisz robić w wolnym czasie?
Wychodzić ze znajomymi :)
4. Ulubiony smak lodów?
Cytrynowe, straciatella, tiramisu... i wiele innych :)
5. Jakiego uczysz się języka?
W szkole angielski i francuski. A sama douczam się z hiszpańskiego :)
6. Ulubiona piosenka z Violetty?
1 sezon: Podemos, Dile que si, En mi mundo, Habla si puedes, Junto a ti, Voy por ti
2 sezon: Alcancemos las estrellas, Cuando me voy, Esto no puede terminar, Ven con nosotros, Hoy somos mas, Nuestro camino
3 sezon: Amor en el aire, Aprendi a decir adios, En Gira, Friend till the end, Rescata mi corazon, Queen of the dance floor, Supercreativa. :) 
7. Jedziesz na VL lub LT (o ile to drugie będzie)?
Nie jest to jeszcze pewne, ale może na Violetta Live :)
8. Masz zwierzątko?
Niestety nie :)
9. Diecesca czy Marcesca?
Diecesca :)

Nominuję:
1. http://leonetta-foreeverr.blogspot.com/
2. http://leonetta-voyporti.blogspot.com/
3. http://jortini-lovee.blogspot.com/

Pytania ode mnie: 
1. Jak się nazywasz? (pierwsze i drugie imię :) )
2. Ile masz lat?
3. Ulubiona piosenka?
4. Jak długo prowadzisz bloga?
5. Ulubiony aktor/aktorka?
6. Twoje marzenie?
7. Masz idola? Jeśli tak to jakiego?
8. Czytasz mojego bloga?
9. Masz rodzeństwo?
10. Twoje zainteresowania

Konkursowy One Shot: Miejsce I

One Shot z bloga: leonetta-at-your-command.blogspot.com (BLOG USUNIĘTY)

"Ty jesteś moim panem, a ja Twoją panią. Ty serca mojego, a ja Twego..."

Księżniczka Violetta w towarzystwie swojej zaufanej kuzynki przechadzała się królewskimi ogrodami, wpatrując się w różnorakie gatunki rosnących tam kwiatów, drzew oraz krzewów.
      Najbardziej ze wszystkich roślin rosnących w zamkowym ogrodzie Violetta uwielbiała róże. Najprostsze, a zarazem najpiękniejsze w swojej prostocie, czerwone róże. Dla dziewczyny miały jednak specjalną symbolikę. Jej matka uwielbiała róże. Królowa Maria zmarła przy narodzinach księżniczki wiele lat temu, dokładnie prawie siedemnaście, i ta nie miała możliwości jej poznać. I to właśnie ona wybrała imię dla swojej córki. Znała ją tylko z opowieści ojca, który wieczorami, gdy Violetta była małą dziewczynką, zamiast bajkami na dobranoc raczył ją licznymi opowieściami na temat matki.
      A czerwone róże były szczególne. Symbolizowały miłość. Miłość piękną, silną, nierozerwalną, wspaniałą. Chociaż żadne uczucie nie było doskonałe. Tak, jak kolce na róży, złe słowa wobec drugiej osoby mogły zranić. I to bardzo.
      Historia króla Germana i królowej Marii przypominała właśnie taką różę, a przynajmniej tak się Violi wydawało. Ale tylko jedną, bo w bukiecie każda róża nie ma takiego znaczenia jak osobno. A wspólna historia rodziców księżniczki zaczęła się niezwykle. Poznali się zupełnie przypadkowo, bo na pewnym balu, ale ten przypadek wystarczył, aby połączyć ze sobą tą dwójkę. Była miłość, zaręczyny, ślub. Sielanka była chwilowo niszczona przez nieporozumienia, które przecież zdarzają się w każdym związku.. Ale jak każda róża więdnie, tak związek pary władców zakończył się. Królowa zmarła podczas porodu, zostawiając po sobie tylko córeczkę. I tak się wszystko skończyło...
      Ludmiła, bo tak miała na imię bliska krewna Vilu, z którą księżniczka spacerowała po ogrodach, przyjechała właśnie do niej w odwiedziny. Miała już zostać aż do corocznego balu organizowanego przez króla, a ojca Violetty. W tym roku ten bal miał być nadzwyczajny, bowiem German XVII planował w najbliższych dniach ogłosić zaręczyny swojego jedynego dziecka z księciem Leonem, który na dniach miał przejąć władzę po ojcu w sąsiednim państwie. Viola nie miała jeszcze okazji spotkać swojego "narzeczonego". Po raz pierwszy mieli się spotkać właśnie na tym balu.
      Dziewczynie nie podobała się ta cała sprawa z zaręczynami, ślubem... To miało być małżeństwo z konieczności. Ona tutaj nie miała nawet prawa głosu. Ten związek miał być przypieczętowaniem unii między obiema krajami, która została zawarta jakiś czas temu... Kilka lat temu kraj Vilu został napadnięty przez wrogie wojska i potrzebował pomocy. Król królestwa, skąd pochodził przyszły małżonek księżniczki, obiecał pomoc, jeśli jego syn ożeni się z córką króla Germana. Księżniczka nie wiedziała, czy syn króla Alexandra miał w tej kwestii jakieś prawo głosu, ale najprawdopodobniej nie...
Ona naprawdę nie chciała wychodzić za mąż za mężczyznę, którego w ogóle nie znała! Małżeństwo z przymusu nie było szczytem jej marzeń, ale cóż poradzić... Tutaj nie miała najmniejszego prawa głosu.
      A księżniczka Violetta marzyła o takiej prawdziwej miłości, jaką przeżyli jej rodzice. Dziewczyna była typem marzycielki, a zarazem romantyczki i pragnęła zakochać się tak naprawdę. Pragnęła wyjść za mąż z miłości, a nie z przymusu, bo tak chciał jej ojciec. Nie chciała tak żyć. Jednak wiedziała, że szanse na to są praktycznie znikome...
- Nad czym tak intensywnie rozmyślasz, Violu? Trapi cię coś? Może jakoś mogę Ci pomóc?- dziewczynę z zamyślenia wyrwały pytania kuzynki.
      Szatynka zamrugała kilkakrotnie, wracając do rzeczywistości. Tak bardzo się zamyśliła, że nawet zapomniała o obecności kuzynki.
- Wszystko w porządku- zapewniła  zmęczonym głosem zdradzając się tym przed swoją towarzyszką. Męczyła ją ta cała sytuacja. Nie spała po nocach, prawie wcale nic nie jadła... Niedługo to zacznie się odbijać na jej zdrowiu. Doskonale zdawała sobie z tego sprawę, ale nie potrafiła się zmusić do tego, aby przełknąć coś więcej niż to, co je teraz. Cały czas się martwiła. Dla innych kobiet w jej sytuacji było czymś normalnym wyjść za mąż za nieznanego mężczyznę, ale nie dla niej... Ona nie mogła się z tym pogodzić... Nie chciała tego zrobić...
- Trapi cię ta sprawa z balem? Boisz się tego spotkania z Leonem, prawda?- zapytała Ludmiła. Po zachowaniu kuzynki wiedziała, co jest przyczyną jej zmartwień. Sama miała okazję osobiście poznać narzeczonego Violi i uważała, że ten jest kandydatem idealnym na męża. Więc nie rozumiała obaw swojej kuzynki. O takiego mężczyznę było bardzo trudno i według Ludmiły, Violetta miała ogromne szczęście, że to właśnie za takiego mężczyznę ojciec chciał wydać jej kuzynkę za mąż... Sama hrabina nie miała tyle szczęścia i jakiś czas temu wyszła za o wiele starszego hrabię. Ale nie narzekała, bo mąż szanował ją i dobrze traktował. Właśnie wraz z nim przybyła tutaj. Obecnie korzystała z tych wolnych chwil, kiedy jej małżonek spędzał czas na rozmowie z jej wujem. Natomiast ona poświęcała w zupełności swój czas kuzynce... A książę Leon był tylko kilka lat starszy od Violetty,więc tak mała różnica wieku między tą dwójką tylko polepszała tą całą sytuację, a nie pogarszała... Dziewczyna naprawdę życzyła Violi dobrze i wiedziała, że prędzej czy później ta zrozumie, że nie będzie tak źle...
- Właśnie to. Nie chcę wychodzić za mąż z przymusu, Lu. Chciałabym się zakochać, wyjść za kogoś, z kim pragnęłabym przeżyć resztę życia. Małżeństwo z przymusu nie jest dla mnie...- odpowiedziała dziewczyna, siadając na ławce pośród drzew.
- Vilu... Jeszcze wcale nie widziałaś   Leona na oczy, więc skąd możesz wiedzieć, jaki on jest?- spytała hrabina, zajmując miejsce obok kuzynki. Nie chciała, aby Violetta niepotrzebnie się zamartwiała niepotrzebnie.
      Wiele księżniczek wzdychało na widok syna króla Alexandra, a Ludmiła sama kiedyś należało do ich grona, zanim nie wyszła za mąż. A i nie jeden młody książę czy bardzo dobrze ustawiony hrabia starał się o względy Violetty. Wielu już było tutaj, chcąc pojąć ją za żonę. Ale ta zawsze zacięcie odmawiała, zawsze wynajdując jakąś wymówkę i odprawiając zalotników z kwitkiem, więc ci musieli się obejść smakiem. Chociaż wszyscy z nich niedługo potem zawsze żenili się z kimś innym. Więc nie byli tacy szczerzy, jakich zgrywali tutaj. Uroda córki króla Germana była znana wśród innych zamieszkałych nawet bardzo daleko królów, książąt i hrabiów, więc nikogo nie dziwił fakt, iż niejeden starał się o jej rękę. Chociaż tutaj też sporą rolę mogły odgrywać wpływy ojca Violetty... German XIV był potężnym władcą, mógł wiele, ale też nie mógł wszystkiego. Przykładem może być chociażby ten pakt z królem Alexandrem sprzed kilku lat... Królestwo było osłabione po niedawnym ataku i kiedy nieprzyjaciel ponownie zaatakował, istniało ryzyko, że on wygra. Dlatego ojciec Violi szukał pomocy u sąsiada. I ją dostał, oczywiście za coś w zamian. Ludzie, a zwłaszcza władcy nie są tacy bezinteresowni...
      Ludmiła wiedziała też, że spotkanie tej dwójki, Violetty i Leona będzie miało swoje skutki w przyszłości... Uroda jej kuzynki nie była nikomu obojętna i była wręcz pewna, że i książę Leon nie przejdzie obok tak urodziwej kobiety obojętnie. Tym bardziej, jeśli to ta niewiasta miała zostać jego żoną. No i być może sama Violetta przekonała by się do tego małżeństwa...
- Violu...- zaczęła Lu kładąc kuzynce rękę na ramieniu. Zamierzała jej wreszcie pomóc w podjęciu decyzji. Violetta, podobnie jak i hrabina, nie miała możliwości wyrażenia swojej opinii na temat małżeństwa i ewentualnego niewyrażenia na nie zgody. Podjęto decyzje za nie, a one nie miały tutaj nic do powiedzenia... Ale może Vilu poszczęści się bardziej i zakocha się, jak ona sobie wymarzyła?
- Wiesz przecież, moja droga, że już nie ma wyjścia z tej sytuacji. Musisz wyjść za Leona. Uwierz mi, on naprawdę jest wspaniałym mężczyzną. Miałam okazję nie raz spotkać go osobiście i podczas tych spotkań zdążyłam poznać go na tyle dobrze, aby móc powiedzieć Ci, iż nie jest taki, jak inni mężczyźni. Takich ideałów, co tak szanują kobiety, to mało na tym świecie. A poza tym... Wiesz, czym może skutkować niedotrzymanie przez Twojego ojca ustanowień paktu z królem Aleksandrem, prawda? Chyba nie chcesz być przyczyną wybuchu wojny, nie mylę się? - zapytała Ludmiła. Ta doskonale znała Violettę i wiedziała, że ona nigdy nie chciała być przyczyną jakichkolwiek sporów czy konfliktów. Nie chciała także splamić honoru rodziny, nie zgadzając się na to małżeństwo. Jednak tutaj nawet sprzeciw nic by nie dał, bo gdyby trzeba było, to by zmuszono ją do tego małżeństwa. No i księżniczka nigdy nie odmówiła ojcu. Zawsze wykonywała wszystkie jego prośby bez słowa. Viola była bardzo posłuszna wobec swojego ojca i nie było jeszcze sytuacji, by ta się jemu sprzeciwiła...
- Wiem, Ludmi. Ale jak ja nie chcę! - westchnęła księżniczka, całkowicie markotniejąc. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego wszystkiego, co zostało jej przedstawione. Ale nie miała wyboru i musiała się zgodzić na to małżeństwo...
- Viola, ja także nie miałam wyboru. Powiedziano mi, że muszę wyjść za mąż i musiałam to zrobić. Też nie miałam wyboru. Ale może ty będziesz szczęśliwa niż ja- odpowiedziała Ludmiła wzdychając głęboko. Naprawdę, rozumiała wątpliwości swojej kuzynki, ale nie mogła jej pomóc. A nawet gdyby mogła, to nie wiedziałaby za bardzo, jak. Zostało jej tylko pocieszanie kuzynki i przedstawienie jej tego wszystkiego tak, aby ta myśl nie martwiła tak Violi.
       Księżniczka westchnęła głęboko, ale nic nie odpowiedziała. Po prostu brakowało jej odpowiednich słów, aby móc kontynuować tę konwersację... Oraz nie miała już sił na dalsze spory. Po prostu Violetta zrozumiała, że jej protesty, sprzeciwy, krzyki, łzy nic nie dadzą i tak będzie musiała wyjść niedługo za mąż...
                        ***
      Dni mijały, a coroczny bal organizowany przez króla Germana zbliżał się coraz bardziej. Zostały już tylko dwa dni, a księżniczka Violetta z każdym dniem chodziła coraz bardziej poddenerwowana. Obawiała się tego balu, bo wiedziała, że ten dzień będzie przełomowy i zmieni całe jej życie. Odmieni je bezpowrotnie już na zawsze...
      Właśnie Violetta znajdowała się w swojej komnacie i przymierzała suknię, w której miała pojawić się na balu. Niedawno została przywieziona od najlepszej krawcowej w mieście i księżniczka musiała ją teraz przymierzyć, aby w razie, gdyby były potrzebne jeszcze jakieś poprawki, można było ją jeszcze odwieźć do krawcowej i aby ta do soboty zdążyła z ostatnimi korektami.
      Niebieska suknia balowa sięgała do samej ziemi. Rękawy 3/4 przylegały do rąk dziewczyny, podobnie jak cała suknia. Zwężana przy piersiach uwydatniała figurę księżniczki. Niżej rozszerzała się stopniowo, coraz bardziej ku dołowi. Delikatny, przypominający elipsę dekolt dodawał tylko kobiecości. Natomiast silny błękitny odcień kreacji silnie kontrastował z bladą skórą Violetty oraz mahoniowym odcieniem jej włosów. Efekt był oszałamiający.
- Czy suknia nie jest gdzieś za ciasna?- spytała służąca, prostując miejscami kreację swojej pani.
- Nie. Jest idealna- zapewniła ją Violetta, przeglądając się w stojącym w jej komnacie ogromnym lustrze oprawionym w srebrną ramę.
      Księżniczka zastanawiała się, czy za dwa dni, podczas balu uda się jej wywrzeć na księciu Leonie jak najlepsze wrażenie. Wiedziała, jak wiele ona znaczy w tym wszystkim. Nie mogła przecież zawieść ojca i musiała wyjść za mąż za wybranego dla niej mężczyznę. To miałoby w sobie za duże negatywne skutki, gdyby się nie zgodziła...
      Pomimo licznej liczby zalotników, jacy przybywali na dwór króla Germana XIV, aby móc starać się  względy jego córki, ta wątpiła w siebie i swoją urodę. Prawdopodobnie brało się to stąd, że Viola należała do bardzo nieśmiałych, jak i równie bojaźliwych osób.
- Wygląda pani oszałamiająco, Wasza Wysokość. Na pewno wywrze pani na paniczu Leonowi  jak najbardziej pozytywne wrażenie- jakby jako odpowiedź co do swoich obaw księżniczka usłyszała stwierdzenie obecnej przy niej poddanej.
      Księżniczka uśmiechnęła się do kobiety, po czym powiedziała:
- Koniec z tymi przymiarkami na dzisiaj. Proszę przekazać komu trzeba, że suknia pasuje idealnie i żadne poprawki nie będą konieczne.
- Oczywiście. Zaraz wszystko przekażę, komu trzeba- zapewniła kobieta.
      Służąca pomogła ściągnąć Violi kreację na bal i założyć jej poprzednią suknię, czyli prostą, zieloną suknię. Zaraz potem ta wyszła na korytarz, zostawiając swoją panią samą.
      Księżniczka zastanawiała się nad czymś chwilę, kiedy nagle do jej komnaty niespodziewanie wbiegła rozemocjonowana Katherine...
- Vilu! Vilu! Goście przyjechali!- oznajmiła głośno. Nawet trochę za głośno... Gdyby ktoś był tutaj obok Violetty, to na pewno byłby zgorszony kilkoma rzeczami... Po pierwsze, zdrobnieniem imienia, jakie zastosowała Ludmiła. Po drugie, to ton głosu hrabiny również pozostawiał wiele do życzenia... Ludziom na tak wysokiej pozycji, jak Violetta czy Ludmiła nie przystawało takie zachowane. Jednak obu kobietom takie rzeczy nie przeszkadzały, jeśli były w swoim towarzystwie. Czuły się swobodnie i nie przejmowały się takimi rzeczami jak etykieta...
- Kto przybył tym razem?- zapytała Violetta ostrożnie. Wiele osób miało się pojawić na balu i nie wiedziała, o kogo może chodzić...
- Król Alexander! Tylko że bez syna...- oznajmiła kuzynka Violi, przy ostatnim zdaniu tracąc cały zapał.
      Celowo powiedziała to tak, a nie inaczej. Violetta wiedziała, że wyraziła się w ten sposób, gdyż chciała wywołać u niej zainteresowanie tym, dlaczego książę Leon nie przybył wraz z ojcem, tylko miał pojawić się w dniu balu. I udało się jej to, bo księżniczkę bardzo to zaintrygowało...
- Dlaczego?- spytała Violetta, niby to od niechcenia i bez jakichkolwiek oznak zainteresowania. jednak obie kobiety wiedziały, że było inaczej...
- Książę jest obecnie w odwiedzinach u swojego drogiego kuzyna, Diego IV Francuza, który swoją drogą również wraz z małżonką przybędzie do nas za dwa dni. Jakbyś zapomniała, sama byłaś z ojcem kilka miesięcy temu z oficjalnym zaproszeniem- przypomniała Ludmiła, patrząc na kuzynkę uważnie.
      Oczywiście, że pamiętała. Wizyty w tak urodziwym kraju jak Francja nigdy się nie zapomina. Viola doskonale pamiętała ciepły klimat, jak i inną roślinność rozwijającą się w tym kraju europejskim. Francja i Ameryka znacznie się od siebie różniły. Francja była taka ciepła... Jednak księżniczka i tak wolała chłodniejszą Amerykę. Nie była przyzwyczajona do tak wysokich temperatur w dzień, jak i w nocy.
- Oczywiście, że pamiętam- zapewniła ją Violetta.
- To dobrze, że pamiętasz. A teraz chodź ze mną. Wypadałaby, abyś poznała swojego przyszłego teścia, skoro ten zawitał w te strony- oznajmiła Lu, biorąc Vilu pod ramię i wyprowadzając ją z komnaty.
       Kiedy obie panie przemierzały zamkowe korytarze, zmierzając w stronę sali tronowej, gdzie czekał na nie król wraz ze swoim gościem, hrabina pouczała Violetta, co ma robić i w jakim momencie...
- Wejdę do komnaty pierwsza, ty za mną. Nasz gość nie może cię zobaczyć tak od razu. Ukażesz mu się wtedy, kiedy Twój ojciec Cię o to poprosi. Ja wiem, że ty to wszystko wiesz, ale wolę się jeszcze upewnić. Wszystko musi pójść perfekcyjne- oznajmiła Ludmiła.
      Księżniczka na słowa kuzynki wywróciła oczami. Przecież wiedziała, jak powinna się zachowywać. Natomiast od kilku dni wszyscy ją pouczali. Powoli zaczynała mieć tego wszystkiego dosyć. Czasami wolała być najprostszą w świecie służącą, która nie musiałaby przestrzegać etykiety i mogłaby wyjść za tego, którego by kochała. Nie byłaby zmuszana do tak wielu rzeczy...
      W pewnym momencie obie dotarły pod drzwi, które miały je zaprowadzić do sali tronowej. Ludmiła spojrzała porozumiewawczo na Violettę, po czym otworzyła drzwi z zadziwiającą siłą, o czym świadczyły głośne skrzypnięcia zawiasów, a następnie równie mocne huki, kiedy wrota zderzyły się ze ścianą po drugiej stronie. Księżniczka wzdrygnęła się lekko, ponieważ od tego huku rozbolały ją uszy.
      Hrabina pewnym i zdecydowanym krokiem podążyła w głąb sali, a Viola zaraz za nią.
- Nareszcie! Podejdźcie bliżej, moje drogie- po chwili do uszu Violetty dotarł głos jej ojca.
- Alexandrze... Chciałbym Ci przedstawić moją córkę, Violettę. Violetto, najukochańsza... To Alexander X, ojciec Twojego narzeczonego- odezwał się ponownie król, tym razem bezpośrednio do córki, kiedy ta wraz ze swoją towarzyszką podeszła bliżej.
      Viola po raz pierwszy miała okazję spotkać swojego przyszłego teścia. Był to nie za wysoki mężczyzna w średnim wieku. Jego siwe włosy i blada twarz, pokryta zmarszczkami sugerowały, że ów mężczyzna ma około pięćdziesięciu lat.
- Bardzo miło mi Cię poznać, Violetto- tym razem głos zabrał gość, patrząc prosto na swoją synową.
- Mnie również bardzo miło poznać Waszą Wysokość- odparła dziewczyna trochę drżącym głosem. Nie wiedziała za bardzo, jak powinna się zwracać do mężczyzny, który za jakiś czas miał zostać jej teściem.
- Darujmy sobie tą etykietę. Mów mi po prostu tato- poprosił Alexandre, uśmiechając się do Violetty, zupełnie zbijając ją tym z pantałyku.
- Oczywiście- odparła  zdezorientowana.
- A gdzie Twoja urodziwa małżonka, Alexandrze?- zapytała Ludmiła, wybawiając jednocześnie swoją kuzynkę z opresji.
- Ach! Elizabeth wraz z Leonem jest we Francji, u naszego bardzo bliskiego krewnego. Wraz z nim jego małżonką oraz synem pojawi się tutaj jak nie nazajutrz wieczorem, to w sobotę z samego rana, aby mieć jeszcze dostatecznie dużo czasu, aby przygotować się do balu- odparł zapytany, przenosząc wzrok z Violetty na swoją obecną rozmówczynię.
- Mam nadzieję, że czas we Francji mija jej bardzo miło- odparła kulturalnie hrabina, uśmiechając się szeroko.
- Na pewno, zapewniam Cię, moja droga. Pozwolicie, że udam się teraz na spoczynek, prawda? Podróżowanie karocami bywa bardzo męczące- westchnął Alexander, ziewając ze zmęczenia, jednocześnie patrząc na wszystkich zebranych.
- Oczywiście, że nie mamy nic przeciwko. Zaraz pokażę Ci Twoją komnatę, przyjacielu. Twoje bagaże już tam czekają- zapewnił go król German, prowadząc w stronę wyjścia.
      Alexander zatrzymał się na chwilę, spojrzał na Violettę, po czym powiedział:
- Mam nadzieję, że będziemy mieli jeszcze okazję lepiej się poznać, Violetto.
      Dziewczyna pokiwała głową na znak zgody, kiedy obaj mężczyźni wychodzili z sali tronowej, znikając w głębi zamkowych korytarzy.
- I jak wrażenia po pierwszym spotkaniu z przyszłym teściem?- spytała Ludmiła, kiedy ona i Violetta zostały same.
- Szczerze... Na razie trudno stwierdzić. Powiem Ci więcej, kiedy lepiej go poznam, dobrze?- odpowiedziała pytaniem na pytanie księżniczka. Owszem, król Alexander wywarł na niej pozytywne wrażenie, ale na razie nie chciała wypowiadać swojej opinii o przyszłym teściu. Wolała jeszcze trochę poczekać...
***
      Mijała godzina za godziną, minuta za minutą, sekunda za sekundą... Zegar nieprzerwanie odliczał czas, który mijał nieuchronnie, a co za tym idzie, rozpoczęcie corocznego balu zbliżało się coraz bardziej. Zostało już zaledwie kilkadziesiąt minut, aż rozpocznie się wydarzenie, które bez wątpienia było bezprecedensowe i miało należeć do jednego z najważniejszym w tym roku. W końcu połączenia dwóch tak potężnych dynastii zdarzały się coraz rzadziej...
      Służba postawiona na nogi krążyła cały czas, dokonując ostatecznych poprawek, a to donosząc jeszcze co nie co do sali balowej, a to dostawiając krzesła przy bogato zastawionych stołach... Sam król German chodził w tam i z powrotem, nadzorując ostatnie przygotowania, witając przybywających z każdą chwilą coraz liczniej gośćmi... Tylko jednej osobie nie udzielił się nastrój zbliżającego się wieczora. Księżniczka Violetta siedziała w swojej komnacie, ubrana w niebieską suknię balową i czesała swoje jasne włosy. Wiedziała, że w ten wieczór zmieni się wszystko i usiłowała właśnie sobie to wszystko jeszcze w głowie poukładać... Póki miała czas oczywiście. Do jeszcze chwila i miała poznać mężczyznę, z którym miała spędzić resztę swojego życia...
      Dziewczyna odłożyła szczotkę na stojący koło łóżka stolik, wstała i podeszła do okna, z którego miała doskonały widok na to, co działo się na dworze. Patrzyła, jak pod wejście podjeżdżają kolejne karoce i wysiadają z niej przeróżne ważne osobistości. Nie znała praktycznie nikogo z nich nie uwzględniając sióstr matki czy rodziców jej kuzynki. Większość tych osób miała poznać dzisiejszego wieczora... Bo w poprzednich latach na balach organizowanych przez jej ojca nie pojawiało się aż tyle tak ważnych osobistości. Ten bal był wyjątkowy i z tego względu. Zjechali się tutaj władcy najprawdopodobniej wszystkich królestw amerykańskich, jak i niektórzy królowie europejscy... Nie wspominając jeszcze ogromnej liczbie hrabiów... No i jeszcze ci nie przyjeżdżali sami, lecz z małżonkami, a w niektórych przypadkach nawet z dziećmi, jak na przykład jej "narzeczony" wraz z rodzicami...
      Księżniczka odwróciła swoje spojrzenie od okna i spojrzała na leżącą na jej łóżku szkatułkę. Podeszła do niego, wzięła do rąk pudełeczko, otworzyła je, a wtedy jej oczom ukazał się naszyjnik... Był on wykonany ze srebra, z małym wisiorkiem wykonanym z czarnej perły, który swoim kształtem przypominał oczko. Ten efekt potęgowała srebrna oprawka wokół perełki. Wisiorek należał kiedyś do matki Violi. To była pamiątka rodzinna i była przekazywana z pokolenia na pokolenie. Od bardzo wielu wieków. W ogóle jej bliska rodzina od strony matki bardzo sobie ceniła właśnie taką symbolikę i tradycję. Miało to zapełniać szczęście i dobry byt wszystkim krewnym. Sama Violetta może i nie była do końca przekonana wobec tych wierzeń, ale ich nie potępiała. Miała naturę konformistki. Wolała się dostosować do mód panujących w ówczesnym świecie niż sprzeciwić się jakimś normom i przysporzyć  tym sobie, jak i innym, na przykład ojcu, problemów...
       Wyciągnęła ze szkatułki naszyjnik, pudełeczko ostrożnie z powrotem położyła na łóżku, a naszyjnik założyła na szyję i zapięła. Potem spojrzała w stojące w jej komnacie lustro i dostrzegła siebie w całej okazałości... Niebieska sukienka prezentowała się na niej doskonale, a naszyjnik i kolczyki dopełniały się wzajemnie. Włosy Księżniczki były rozpuszczone i wdzięcznie opadały falami na jej ramiona i plecy. Na głowie miała diadem symbolizujący jej bardzo wysoką pozycję społeczną. Nie lubiła nosić go na głowie. A dlaczego? Otóż nie znosiła pokazywać się z nim publicznie i przyciągać spojrzenia innych, a już w szczególności tych księżniczek, które kochały obserwować innych i porównywać ze sobą czy z innymi. Violetta nienawidziła tych intensywnych i uważnych spojrzeń, które śledziły jej każdy krok czy pojedyncze mankamenty jej wyglądy. Źle się czuła, kiedy ktoś ją obserwował właśnie w ten sposób...
      Nagle usłyszała pukanie do drzwi. Odwróciła się w stronę wrót i powiedziała donośnym głosem, aby ten, który stoi po drugiej stronie, był w stanie ją usłyszeć:
- Proszę.
      Drzwi otworzyły się, a po chwili w nich pojawił ojciec dziewczyny. "Ubrał swoje najelegantsze szaty"- pomyślała Violetta, dostrzegając zielone szaty ze złotymi nićmi. Należały do najbardziej lubianych szat władcy i ten zakładał je tylko na wyjątkowe okazje. A ta bez wątpienia była wyjątkowa, przynajmniej w jego mniemaniu.
  - I jak? Gotowa na swój wielki dzień?- zapytał król, podchodząc do córki.
   Księżniczka wysiliła się na uśmiech, aby nie niepokoić ojca i utwierdzić go w jego przekonaniach, iż jest szczęśliwa, że już niedługo ma wyjść za mąż. Może i gdzieś tam w głębi serca nawet się cieszyła, ale póki co to nie dopuszczała do siebie tej myśli. Nie chciała wychodzić za człowieka, którego w ogóle nie znała. I dzisiaj musiała robić dobrą minę do złej gry. Bo miała udawać przed wszystkimi gośćmi, że zna człowieka, którego tak naprawdę nie znała. Dwa dni temu poznała swojego przyszłego teścia, dzisiaj z samego rana odwiedziła ją jej przyszła teściowa, która chciała bliżej poznać przyszłą synową. Tylko nadal nie znała tego przeznaczonego jej mężczyzny. Same opowieści jej kuzynki na jego temat nie były dla niej wystarczające. Bo skąd mogła wiedzieć, czy nie koloryzowała swoich opowieści za bardzo? Chociaż z drugiej strony jego rodzice byli bardzo serdecznie do niej nastawieni. Mili, bardzo się interesowali się jej osobą i najwidoczniej byli zadowoleni z faktu, że ich syn miał się właśnie z nią ożenić... Przynajmniej to wywnioskowała po ich gestach, słowach, czynach... Nie wiedziała, co ma o tym wszystkim myśleć. O balu, rychłym zamążpójściu. Ani jak powinna się zachowywać. Nie była pewna, czy uda się jej dobrze wczuć w tą sytuację i zachować się odpowiednio. Tak, jak było to wymagane. Miała totalny mętlik w głowie i zajął jej chwilę powrót do rzeczywistości...
- Gotowa. Możemy już iść- zapewniła Viola, podchodząc do ojca.
- To chodźmy. Najwyższy czas bal zacząć- oznajmił król, biorąc córkę pod ramię.
    Oboje wyszli z pokoju księżniczki i powolnym krokiem ruszyli zamkowymi korytarzami w stronę sali balowej, gdzie zaraz miał się zacząć nowy etap w życiu Violetty...
***
      Bal powoli się zaczynał. Wszyscy obecni czekali na pojawienie się króla Germana oraz jego córki. Wśród oczekujących na tę chwilę był pewien młodzieniec, który stał przy swoich rodzicach i rozglądał się uważnie dookoła, aby chociaż na jakiś czas zająć czymś swoje myśli. Podziwiał bogato urządzoną salę, przygrywający kwartet smyczkowy, suto zastawione przeróżnymi potrawami stoły oraz licznie zgromadzonych gości, chcąc zapomnieć o tym, dlaczego tutaj jest.
      Właśnie za chwilę książę Leon miał poznać dziewczynę, którą wybrali dla niego rodzice. Nie miał jeszcze okazji poznać jej osobiście. Słyszał o niej sporo z opowieści hrabiny Ludmiły, która była bliską przyjaciółką dworu jego ojca, a zarazem kuzynką jego... wybranki. No i także niejednokrotnie słyszał opowieści wielu innych książąt, hrabiów, a nawet rycerzy, którzy wychwalali urodę córki króla Germana. Niejednokrotnie zastanawiał się, ile prawdy było w tych opowiadaniach. Owszem, księżniczki zawsze należały do urodziwych niewiast, ale jakoś nie był w stanie uwierzyć, że księżniczka Violetta powalała wszystkie poznane przez niego dotychczas królewny na kolana. Dopóki jej nie zobaczy na własne oczy, to nie uwierzy. Nie zawsze należało ufać innym, z czego doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Już zdarzało mu się komuś zaufać w pewnej sprawie i tej osobie niejednokrotnie zdarzało się jej wystawić go do wiatru. Nienawidził tego uczucia, kiedy orientował się, że został oszukany...
      W ogóle nie podobał mu się ten pomysł z małżeństwem z przymusu. Dawniej wyobrażał sobie, że będzie miał chociaż jakieś prawo w głosu, jeśliby już miał wybrać sobie żonę. Ale bardzo się pomylił. Kiedy kilka lat temu król German poprosił jego ojca o pomoc w wyparciu wrogich wojsk ze swojego terytorium. A jego ojciec oczywiście się zgodził, tylko zarządzał w zamian unii poprzez małżeństwo jego i córki Germana. I Leon znał powody, dla których ojciec postawił taki a nie inny warunek. Dla ojca Leona było to niepojęte, jak to w ogóle możliwe, że jego pierworodny syn i następca tronu nie ma jeszcze żony. Uważał, że to wstyd i nie pasuje to do jego wysokiej pozycji wśród innych władców.
   Nagle muzyka ucichła, panujący dookoła gwar także. Wszystkich wzrok skupił się na mężczyźnie, który odchrząknął głośno i równie donośnie oznajmił:
- Proszę wszystkich o uwagę! Za chwilę na sali pojawi się król wraz z córką!
      Książę Leon spojrzał na wrota od sali balowej dokładnie w tym samym momencie, kiedy te się otworzyły. Wtedy stanął w nich gospodarz balu, a wraz z nim, pod ramię szła jego córka. Chłopak wywnioskował to po młodym wieku, jak i olśniewającej urodzie dziewczyny. Od razu uwierzył w te wszystkie opowieści na temat księżniczki.
      Jak zaczarowany wpatrywał się w swoją przyszłą partnerkę życia, która wraz z ojcem podążała w głąb sali. Niebieski materiał sukni spływał po jej smukłej sylwetce, sięgając aż do ziemi... Długie włosy wdzięcznie opadały falami na jej ramiona i plecy. Młodzieniec widział, jak dziewczyna podniosła wzrok i zaczęła się za czymś, lub za kimś, rozglądając. Kiedy spojrzenia tej dwójki się spotkały, dziewczyna zlękła się, bo ponownie spuściła wzrok, czym wywołała zmieszanie i księcia Leona. Chłopaka zadziwiło trochę jej zachowanie. W końcu zazwyczaj księżniczki przywykły do bycia w centrum uwagi, ale najwidoczniej księżniczka Violetta nie przepadała za byciem pod obserwacją wielu osób. Dziewczyna bardzo zaintrygowała księcia swoim zachowaniem. Zupełnie różniła się od innych dziewcząt o podobnej pozycji społecznej. Kiedy inne bywały na wielu balach, rozmawiały o sukniach, fryzurach, wycieczkach, córka króla Germana nie była chyba na żadnym balu oprócz tych organizowanych przez swojego ojca. Chociaż i tutaj Leon nie był w stanie tego stwierdzić, bo on był na tego rodzaju wydarzeniu po raz pierwszy w życiu. Rodzice zazwyczaj jeździli sami, a on zostawał na zamku, bo w końcu ktoś musiałby sprawować władzę podczas ich nieobecności. Ale w tym roku musiał się pojawić. Na początku nie był on zadowolony z tego faktu. Ale tylko do czasu, kiedy po raz pierwszy nie ujrzał Violetty... 
Bo teraz to nawet zaczął się cieszyć, że tutaj jest. Po raz pierwszy od bardzo długiego czasu jakaś przedstawicielka płci pięknej zwróciła na siebie uwagę jego uwagę. Wiele księżniczek starały się go jakoś zainteresować swoją osobą,a Violetta nie musiała nic robić. Samą swoją osobą ściągnęła na siebie jego uwagę. Miała w sobie coś niezwykłego, co przyciągało spojrzenia innych... I miał on w końcu okazję poznać ją osobiście i dowiedzieć się czegokolwiek na temat jej osoby. W końcu niedługo mieli wziąć ślub... Leona nadal przechodziły ciarki na samą myśl o tym- w dalszym ciągu nie mógł się do tego faktu przyzwyczaić... Miał naturę buntownika i nie mógł, a może po prostu nie chciał zmieniać swojego stanu cywilnego. Było mu dobrze tak, jak było i nie odczuwał potrzeby zmiany. Ale skoro już wszystko postanowione... Nie było sensu się już kłócić. Leon zastanawiał się tylko, czy Violetta miała coś w tej sprawie do powiedzenia. Ale najpewniej też nic, podobnie jak on. Pomimo faktu, iż oboje byli dorośli, nie mogli decydować o swoim losie. To ich łączyło- brak możliwości decydowania o swoim dalszym życiu. To ich rodziny ustaliły wszystkie szczegóły tego małżeństwa, a oni mieli się temu podporządkować. Jemu osobiście nie za bardzo odpowiadało ta cała sprawa z małżeństwem, ale czy miał wybór? No właśnie nie...
   Leon śledził wzrokiem córkę gospodarza, która wraz z ojcem zmierzała w stronę sceny, przygotowanej specjalnie na tę okazję, witając się po drodze ze stojącymi blisko gośćmi. Wśród nich był jego kuzyn, który na ten bal przyjechał wraz z żoną specjalnie aż z Francji, hrabina Ludmiła wraz z mężem Christopher'em i wielu innych... Książę nie był w stanie określić, ilu w sumie ludzi przybyło tutaj dzisiaj. W sali były tłumy, a jakby tego było mało, to jeszcze co jakiś czas wchodzili ostatni spóźnialscy, którzy z jakiś przyczyn nie mogli dotrzeć na bal na odpowiednią porę... Chociaż w sumie to ten bal się tak oficjalnie nie zaczął, jednak już czas jego rozpoczęcia był coraz bliżej. Minuty dzieliły już wszystkich gości od momentu, w którym zabawa miałaby się rozpocząć i zacząć trwać do późnych godzin nocnych, jeśli nawet i porannych dnia następnego...
- Witam wszystkich gości na corocznym balu! Jest mi niezmiernie miło, że mogę Was tutaj dzisiaj gościć!- rozbrzmiał po całej sali donośny głos gospodarza wydarzenia dzisiejszego wieczoru. Od razu uwaga wszystkich skupiła się na przemawiającym królu. Natomiast książę  Leon może i słuchał, ale jego uwaga była w większym stopniu skupiona na Violetcie, która siedziała na krześle obok swojej ciotki i wpatrywała się w swojego ojca, nie zaszczycając nikogo z obserwujących jej osobę nawet spojrzeniem. Po jej spiętych mięśniach twarzy i poważnej minie wywnioskował, że ona najchętniej jak najszybciej wyszłaby z tego balu lub znajdowała się w zupełnie innym miejscu. On miał podobne odczucia- też nie chciał tego małżeństwa. Ale czy mógł coś zdziałać? Każdy wiedział, że odpowiedź w tym wypadku jest przecząca.
- W tym roku zebraliśmy się tutaj, aby świętować bardzo radosną i zarazem szczególną okazję... Otóż moja córka Violetta  niedługo wychodzi za mąż! Korzystając z okazji powiem, że szczęśliwym wybrankiem mojej córki jest syn mojego drogiego sąsiada, Alexandra, Leon- mówił dalej król German.
      Dokładnie w tym samym momencie, kiedy mężczyzna ogłosił powód, dla którego odbywał się w tym roku bal, Violetta odwróciła wzrok od ojca i spojrzała na tłum, a konkretnie na chłopaka, za którego miała wyjść za mąż. Ten w jej oczach dostrzegł spory niepokój, jak i zdenerwowanie tym wszystkim, co się teraz działo. Bała się nieznanego, tak samo, jak i on. Bo jak inaczej mieli się zachowywać, kiedy mieli przed sobą perspektywę spędzenia reszty życia z kimś, kogo się nie znało? Wiadomo, że się tego bali. Owszem, data zaślubin nie była jeszcze ustalona i było jeszcze trochę czasu na poznanie siebie, jednak Leon nie widział tego tak kolorowo, jak powinien był widzieć całą tę sytuację... A może dziewczyna nie chciała tego wszystkiego? Postawi się ojcu i nie zgodzi się jednak na ślub? Przysiągł sobie, że się tego dowie...
***
       Bal rozpoczął się już jakiś czas temu, goście bawili się w najlepsze- tańczyli, rozmawiali ze sobą, biesiadowali przy bogato zastawionych stołach, oprócz jednej osoby... Księżniczka Violetta siedziała na swoim miejscu przy stole i zmęczonym wzrokiem wpatrywała się w tańczących gości. Nie miała ochoty tutaj przesiadywać. Ale musiała.
      W ogóle męczyło ją to wszystko. Przyjmowała gratulacje od mnóstwa ludzi z powodu zaręczyn. Jej ojciec z ogromnym entuzjazmem rozmawiał z tymi osobami na temat JEJ ślubu, kiedy ona tylko grzecznie dziękowała i posyłała lekkie, dosyć wymuszone uśmiechy. Nie umiała grać, a składającym jej gratulacje to najwidoczniej nie przeszkadzało. Albo w ogóle nie zauważali jej wymuszonej radości czy słów podziękowań. I według nich nic dziwnego nie było w tym, że każde z narzeczonych przebywało na innym końcu sali. Dla Violetty było to niepojęte. Jak bardzo ludzie nie dostrzegali tego, że nie chciała tego wszystkiego i odgrywa tą radość! Bardzo ją to irytowało, a zarazem stanowiło też rzecz, której nie była w stanie zrozumieć.
      Westchnęła i spojrzała na swojego ojca, który rozmawiał z rodzicami jej narzeczonego. Obaj panowie żywo rozmawiali ze sobą, od czasu do czasu śmiejąc się z jakieś kwestii. Natomiast żona Alexandra co chwila przenosiła wzrok z jednego na drugiego jej towarzysza. Viola wiedziała, że niedługo jej życie będzie wyglądało podobnie. Będzie towarzyszyła swojemu narzeczonemu, a później mężowi podczas tych wszystkich balów, kiedy on będzie z kimś rozmawiał, ona będzie tylko stała obok i sprawiała wrażenie zadowolonej z życia, jakie wiedzie. A tak naprawdę niekoniecznie będzie z tego zadowolona...
- Czy mogę prosić do tańca?- z zamyślenia wyrwał ją pewien męski głos.
      Dziewczyna zamrugała kilkakrotnie i odwróciła głowę w stronę, z której doszedł do niej głos. Ku jej zaskoczeniu ujrzała nikogo innego, jak księcia Leona we własnej osobie. Owszem, widziała go już wcześniej, jak stał z rodzicami, kiedy ona wraz z ojcem witała wszystkich przybyłych gości. Jednak dopiero teraz miała okazję przyjrzeć mu się z bliska. Jak wielkie było jej zaskoczenie, kiedy dostrzegła, że książe jest co najwyżej dwa lata starszy od niej! Myślała, że podobnie jak Ludmiła, i ona będzie musiała wyjść za mąż za o wiele starszego mężczyznę.
     Młodzieniec uważniej ją obserwował swoimi szmaragdowymi oczami, cierpliwie oczekując na jej decyzję. Jego włosy były w miarę ułożone, jednak było widać, że ktoś musiał się naprawdę mocno przy tym napracować.
   Violetta zerknęła kątem oka na pary tańczące na parkiecie, po czym zwróciła się bezpośrednio do swojego... towarzysza:
- Pewnie.
      Księciu najwyraźniej ulżyło, bo z jego oczu praktycznie całkowicie znikło to zdenerwowanie, które widziała u niego wcześniej. Pierwsze lody zostały przełamane...
      Leon wyciągnął w stronę Violi swoją dłoń, którą ta niepewnie ujęła. Kiedy ona wstała z krzesła, on poprowadził ją w stronę parkietu, na którym po chwili tańczyli wraz z innymi parami...
Księżniczka Violetta tańcząc z 
księciem Leonem cały czas czuła na sobie ciekawskie spojrzenia innych gości. Wiedziała, że tak to skończy. Że wszyscy będą się im przyglądać. Nie chciała tego, ale wiedziała, że zgadzając się na ten taniec nie uniknie tych wszystkich ciekawskich spojrzeń i cichych szeptów za swoimi plecami. Naprawdę tego nienawidziła, jednak pchana przez nieznane jej dotychczas impulsy na przekór wszystkim i wszystkiemu zgodziła się z nim zatańczyć. Nie rozumiała siebie, ale się tym nie przejmowała. Liczyło się teraz tylko to, że tańczy z nim. W ogóle zastanawiała się, dlaczego ten jeden taniec sprawiał jej tyle radości. Przecież w ogóle nie znała człowieka, z którym tańczyła! Dla innych mogłoby być to niewiarygodne, dla niej w pewnym sensie także w tej chwili było, ale w towarzystwie akurat tego mężczyzny czuła się dobrze. Pragnęła poznać go, dowiedzieć się, co lubi, a co nie. Jakaś nieznana siła pchała ją w jego kierunku od momentu, w którym ich spojrzenia spotkały się po raz pierwszy dzisiejszego wieczora. I co w tym wszystkim najdziwniejsze, przynajmniej według niej, to nie chciała walczyć z tą siłą i się jej poddawała bez najmniejszego oporu. Nie rozumiała tego, ale chyba nie chciała także zrozumieć. Podobał się jej  ten dreszczyk emocji, to uczucie, które towarzyszyło jej, kiedy spojrzenia jej i księcia się spotykały. Czyżby to właśnie było miłość? Jak ojciec opisywał jej początek uczucia, jakie zrodziło się między nim i jej matką lata temu. Oni wtedy również czuli takie emocje. Takie uczucia im towarzyszyły. Wcześniej  wydawało jej się, że nie może się zakochać w człowieku, z którym będzie musiała z przymusu spełnić resztę życia, ale wszystkie jej uczucia wskazywały na to, że się myliła. I była w bardzo dużym błędzie. Ogromnym wręcz. Ale czy to jednak mogło być możliwe? Czas miał pokazać. Do małżeństwa i tak miało dojść, ale czy to będzie z przymusu czy już w mniejszym stopniu, to już miało się okazać w przyszłości...
  - Jak oceniasz dzisiejszy wieczór?- spytała nagle Violetta, przerywając panującą między nią a jej towarzyszem ciszę. Przez długi czas zastanawiała się, czy w końcu jakoś rozpocząć rozmowę czy jednak tego nie robić. Ale w końcu znalazła w sobie nieodkryte dotąd pokłady siły i chęci, aby w końcu przerwać tą ciszę, która z czasem zaczynała być coraz bardziej niezręczna.
- Jest bardzo interesujący. A szczególnie teraz, kiedy mogę go spędzać z piękną osobą- odpowiedział jej książę, uśmiechając się lekko, ale zarazem nieśmiało.
   Violetta zarumieniła się, słysząc taki komplement z ust nieznajomego. Zaczęła uciekać wzrokiem w bok, chcąc ukryć przed towarzyszem swoje zmieszanie.
- Cieszę się. Ale jesteś tutaj po raz pierwszy, nieprawdaż? Nigdy wcześniej cię tutaj nie widziałam- stwierdziła dziewczyna, kiedy udało się jej zapanować nad swoim zmieszaniem.
- Faktycznie. Jakoś wcześniej nie było sprzyjającej okazji ku temu, aby pojawić się tutaj- odpowiedział jej Leon, cały czas patrząc tylko na nią.
- Ale ty także nie bywałaś na innych przyjęciach oprócz tych organizowanych przez swojego ojca- stwierdził chłopak po chwili.
- Tak jakoś wyszło. Ojciec nie przepadał za wspólnymi wyjazdami. Uważał, że jak on wyjeżdża, to ktoś musi zostawać i nadzorować to wszystko. Więc kiedy on jeździł, to ja zostawałam na zamku i panowałam nad tym wszystkim. Nie wiem, czym to było spowodowane, że nie chciał zabierać mnie ze sobą, ale nie wnikam-nie muszę znać wszystkich rzeczy, którymi się kieruje, podejmując takie, a nie inne decyzje - odparła mu Violetta spokojnie. Wiedziała, że nie powinna wnikać w decyzje ojca. Tak ją wychowano i w ogóle takie normy panowały w ówczesnym świecie. Zdawała sobie sprawę z tego, że ona nie powinna wiedzieć za dużo. Ona mogła w miarę swobodnie, pytając wcześniej ojca o zgodę, bywać na balach, czyt. tylko na tych organizowanych przez ojca, a rządzenie było rolą mężczyzn i kobiety nie powinny się w to mieszać.
  - Rozumiem. Sam jestem w podobnej sytuacji, jak już wspominałem. Jednak jestem też w stanie zrozumieć to, że twój ojciec nie przepadał za wspólnymi wyjazdami z Tobą... Teraz, kiedy miałem okazję cię poznać, wiem dlaczego- odpowiedział książę.
      Szatynka ponownie zmieszana odwróciła wzrok od swojego towarzysza. Jego słowa wywoływały u niej zmieszanie na twarzy. Ukryte w jego słowach komplementy zbijały ją z pantałyku. Jeszcze nigdy żaden mężczyzna nie adorował jej tak bardzo, jak książę Leon. Ale z drugiej strony pochlebiało jej to i z pewnością podnosiło jej samoocenę. W końcu która kobieta nie lubiła słuchać komplementów od mężczyzn? Wszystkie uwielbiały je słyszeć. Owszem, Viola słyszała jej wcześniej, ale nigdy w takich ilościach. W ogóle była pod wrażeniem osoby księcia i od nadmiaru tego wszystkiego kręciło się jej w głowie. Trochę tego za dużo jak na jeden wieczór i pierwsze spotkanie z nim. Nie przyswoiła jeszcze do siebie tej myśli, że ktoś wzbudził jej zainteresowanie. Nigdy wcześniej nikt się jej nie podobał i teraz Violetta  była lekko zdezorientowana tą sytuacją i emocjami, przez które była targana w danym momencie. Były dla niej nowe i całkowicie nieznane. Musiała je dopiero poznać, wraz z upływem czasu... Była nowicjuszką w sprawach uczuciowych i dopiero teraz stawiała pierwsze kroki na tej drodze. Musiała się nauczyć, jak rozpoznawać uczucia względem innych, tych znanych jej osób, jak i tym mniej znanym ludziom na nowo. Bo teraz poznała nowe uczucie i te, dotychczas jej znane, nabrały nowej tożsamości i już nie wydawały się takie same, jak dawniej. Przynajmniej z zewnątrz. Bo w dalszym ciągu gdzieś w głębi nadal były takie same- trwałe, czyste, bezinteresowne. Ale pojawiło się też coś całkowicie innego, co ona dopiero musiała przyswoić i dopasować do tego, co czuła wcześniej. Ale miała na to dużo czasu... Przynajmniej na razie, póki nikt niczego na niej nie wymuszał. Bo wtedy, jak już ktoś chciałby coś na niej wymusić, to nie byłoby za przyjemnie...
      Kiedy utwór się skończył i zgrabnie przeszedł w inny, szatynka zaczęła się zastanawiać, co ma teraz zrobić. Podziękować za taniec i wrócić na swoje miejsce czy kontynuować to, co zaczęła. Jej wątpliwości bardzo szybko rozwiał książę Leon, kiedy zapytał:
- Mogę prosić o jeszcze jeden taniec?
- Oczywiście- odpowiedziała mu.
   Dwójka kontynuowała taniec, a między nimi panowała trochę niezręczna cisza. Irytowały ich, a już szczególnie Violę, te spojrzenia innych skierowane na nich.
      Dziewczyna westchnęła cicho, jednak nie uszło to uwadze jej towarzysza...
- Stało się coś?- zapytał szatyn, spoglądając na nią uważnie. Jego spojrzenie było bardzo intensywne i wyglądało na to, że on naprawdę się przejmował jej stanem. A księżniczkę bardzo to speszyło...
- Wszystko w porządku... Tylko muszę wyjść na zewnątrz. Nie mogę przebywać za długo w takim tłumie- odpowiedziała trochę słabym głosem i korzystając z okazji, że zatrzymali się, docierając do krańca parkietu do tańca, delikatnie wyswobadzając się z jego objęć i pośpiesznie zmierzając w stronę wyjścia...
***
      Chwilę po tym, jak księżniczka Violetta wyszła z sali balowej, książę Leon podążył za nią. Nie rozumiał, dlaczego ona tak nagle i niespodziewanie wyszła z sali. Owszem, powiedziała, że nie może tak długo przebywać wśród tak dużego tłumu i musi wyjść na zewnątrz, aby odetchnąć, jednak on podejrzewał, że jest w tym wszystkim coś jeszcze. Naprawdę się przejął, kiedy Violetta powiedziała, że zrobiło się jej się niedobrze albo i musi wyjść, chciał jej jakoś pomóc, ale ona bez praktycznie bez słowa wykorzystała to, że są bardzo blisko stołów, wyplątała się z jego objęć i wyszła, zostawiając go samego i zupełnie zdezorientowanego jej zachowaniem...
     Nie znał w ogóle miejsca, w którym się znajdował. Błądził po zamkowych korytarza, usiłując sobie przypomnieć, jak z zewnątrz trafił do sali balowej dzisiaj rano, kiedy przybył tutaj wraz z matką. Bo pierwszą rzeczą, jaką zrobił po przyjeździe, to wraz z matką stawił się w sali balowej, gdzie czekali na nich jego ojciec oraz ojciec Violetty. W ogóle to po raz pierwszy miał okazję poznać swojego teścia. Król German przyjął go zadziwiająco ciepło, Leon nie spodziewał się tak miłego powitania. Nawet biorąc po uwagę to, że miał zostać mężem jego córki. Jak bywał w wizycie na innych dworach, to nigdzie nie witano go tak uprzejmie. Miał okazję już być u wielu osób, ale nigdzie jeszcze nie panowała tak pozytywna atmosfera, jak tutaj. Nigdzie.
      W końcu Leonowi udało się odnaleźć jakieś wyjście. Drzwi były uchylone, a przez nie dało się słyszeć śpiew świerszczy. Może to Violetta ich nie domknęła? Książę przyspieszył trochę i po chwili znalazł się w królewskim ogrodzie.
      Od razu uderzyła go fala nieziemskich zapachów przeróżnych gatunków kwiatów. Rośliny rosły tutaj w zgrabnych i identycznych rzędach, niektóre ogrodzone drewnianymi płotkami, aby nie zarastały drogi. Nie za szerokie ścieżki pomiędzy rzędami kwiatów i krzewów były były wysypane kamieniami, przez co każdy, kto po nich stąpał, zdradzał swoją obecność. Każdy krok można było usłyszeć. Jednak Leon się tym w ogóle nie przejął i przemierzał ścieżki mając nadzieję, że uda mu się odnaleźć księżniczkę. Cały czas się o nią martwił i zastanawiał się, czy już lepiej się ona czuje. Bo przecież mogła nawet zemdleć gdzieś na któreś ścieżce i nikt nie zorientowałby się za wcześnie o jej wyjściu z zamku! Tak przynajmniej książę sobie tłumaczył motyw tego, że teraz błądzi po nieznanych sobie alejkach, szukając praktycznie zupełnie nieznanej sobie dziewczynie. Jednak gdzieś w głębi serca znał prawdziwe powodu. On po prostu już coś zaczynał czuć do tej dziewczyny. Jeszcze nigdy żadna przed Violettą nie urzekła go w tak wyjątkowy sposób i on już w tej chwili przypuszczał, że coś z tego wyjdzie. Jednak był też ostrożny w swoich osądach, powoli dawkując sobie nadzieję. Nie chciał później przeżywać zawiedzenia z powodu tego, że coś nie wyjdzie. Owszem, i tak miał się z nią ożenić, jednak nie chciał się męczyć w tym małżeństwie, ani aby to Księżniczka dusiła się w tym związku. Tego był pewny w zupełności. 
Po jakimś czasie przemierzania ścieżek udało mu się w końcu dostrzec jakąś postać siedzącą na ławce pod wierzbą. Zatrzymał się, skrywając się za krzewem i dokładniej przyjrzał się osobie. Dostrzegł, że to szatynka tam siedzi. Rozpoznał ją po charakterystycznych, długich włosach, oraz wyjątkowym odcieniu sukni, jaką miała na sobie. Ciemny błękit idealnie komponował się w jej włosami, a jednocześnie wtapiał się w panujący dookoła mrok powodując, że dziewczyna była mało widoczna. W ręku trzymała różę i co jakiś czas wyrywała z niej jeden płatek rzucając go na ziemię, jednocześnie szepcząc coś sobie pod nosem. Wywnioskował to na podstawie delikatnych ruchów jej warg.
      Postanowił podejść bliże. Ostrożnie stąpał po ziemi, starając się nie zdradzić swoją obecnością. Im był bliżej, tym bardziej słyszał to, co ona tam szeptała:
- Zgodzić się. Nie zgodzić się. Zgodzić się. Nie zgodzić się...
      W pewnym momencie Leon za głośno zrobił kolejny krok i Viola go usłyszała. Przestała wyrywać płatki i spojrzała wprost na niego...
- Dlaczego poszedłeś za mną, Leonie? Przecież powiedziałam, że chciałabym zostać przez jakiś czas sama. Że muszę odpocząć od tego całego zgiełku- zapytała go, cały czas patrząc mu prosto w oczy.
- Martwiłem się o ciebie. Bałem się, że coś ci się stanie. Mówiłaś w końcu, że źle się czujesz...- odpowiedział jej zmieszany. Czuł się tak, jakby właśnie został przyłapany na poważnym przestępstwie. Źle zinterpretował jej słowa. Bo pomyślał, że ona źle się czuje. Ale chciała zostać sama... Może nie chciała już dłużej przebywać w jego towarzystwie i dlatego powiedziała, że się nie za dobrze czuje? Żeby mieć odpowiedni powód na oddalenie się? Dopiero teraz dotarła do niego ta prawda i przeraziła go trochę. W końcu on liczył na to, że będzie miał szansę poznać ją lepiej, a tutaj ona najprawdopodobniej nie chce z nim rozmawiać...
- Rozumiem. Owszem, czułam się źle. Ale już czuję się dobrze. Dziękuję za troskę, jednak już wszystko jest w porządku- zapewniła go dziewczyna.
     Ulżyło mu, jednak ta niepewność cały czas była. Że ona nie chce z nim rozmawiać... Słuchając jej odpowiedzi słyszał, jaki miała zmęczony głos. I nie wiedział, czy to przez to wszystko czy była zmęczona rozmową z nim.
- Nie masz za co dziękować. Chciałem się upewnić, że nic ci nie jest- odpowiedział jej, szykując się powoli do odejścia. Jednak jej słowa skutecznie go powstrzymały...
- Więc skoro już mnie znalazłeś, to może zgodzisz mi się tutaj potowarzyszyć? Może poznalibyśmy się trochę bardziej... W końcu mamy niedługo wziąć ślub, tak?- zaproponowała, przesuwając się na ławce, robiąc dla niego trochę miejsca, aby i on mógł usiąść. Może i ktoś zrozumiałby jej propozycję nie tak, jak należało, ale nie Leon. Uśmiechnął się do niej i usiadł obok.
      Księżniczka zaczynała sprawiać wrażenie bardziej otwartej na rozmowę i dlaczego on nie miałby wykorzystać takiej szansy i jej lepiej nie poznać? Taka szansa mogła się już drugi raz, przynajmniej w najbliższej przyszłości nie trafić. Spędził cały wieczór i część nocy na rozmowie z nią, która zmieniła bardzo wiele... W końcu zaczęli sobie ufać i w zupełnie inny sposób postrzegać pewne sprawy. 

Konkursowy One Shot: Miejsce II

One Shot z bloga: leonetta-violetta-y-leon.blogspot.com

On - spokojny 17 - latek. Przystojny jak na swój wiek. Wielki podrywacz ,zawsze ma co chce. Pochodzi z bogatej rodziny. Z rodzicami widzi się rzadko ,bo dużo pracują. Brakuje mu ich bliskości. Czasem oddał by wszystko by spędzić z nimi chociaż jeden dzień. W szkole idzie mu okropnie. Same złe oceny. Ale jest przedmiot ,z którego jest najlepszy w kolasie to W-F. Miał siostrę - Francesce.
Ona - miła 17-latka. Pochodzi z biednej rodziny. Więc nie chodzi w stylowych ubraniach jak reszta klasy ,do której chodzi dziewczyna. Przez innych jest traktowana jak powietrze. Ma jedną koleżankę - Francesca. Tylko ona tak na prawdę wie on niej wszystko. Nie miała rodzeństwa. Jej mama nie miała pracy ,ale jej tata pracował w firmie Verdas'ów.
Czy coś połączy te dwa światy??
,.,.,.,.,.,.,.,.,.,.,.,.,.,.,.,.,.,.,.,.,.,.,.,.,.,.,.,.,.,.,.,..,.,.,.,.,.,,.,.,.,..,,.,.,.,..,,.,.,.,.,.,.,.,.,.,.,.,..,.,
Jak zwykle dziewczyna wstała rano. Poszła do łazienki i wykonała poranne czynności. Ubrała się w czyste choć już stare ubrania. Zawsze marzyła o tym by choć raz się normalnie ubrać. Jaki inni. Zeszła już na dół do kuchni. Gdzie na stole czekało już na nią śniadanie.
- Hej mamuś. - powiedziała uśmiechnięta.
- Hej córuś. - opowiedziała mama nastolatki. - Na stole są naleśniki z jagodami jak lubisz.
- Dziękuje. - powiedziała szatynka po czym zaczęła jeść. Gdy już zjadła poszła na przystanek autobusowy. Z którego odjechała busem do szkoły. Gdy przekroczyła już drzwi szkole zaczęło się. Jak zwykle poniżanie dziewczyny i wyzywanie. Violetta ,bo tak miała na imię szatynka , nie zwracała na to uwagi choć. Ale raniło ją to co słyszy. Stanęła obok drzwi od sali ,w której miała się odbyć dzisiaj pierwsza lekcja. Była to sala o chemii. Dziewczyna lubiła się uczyć. Choć to był dla niektórych dziwne. Zazwyczaj osoby w jej wieku nie przepadają za szkołą.. Gdy zadzwonił dzwonek. Violetta weszła od klasy siadając w ostatniej ławce. Wyciągnęła swoje książki i z niecierpliwością czekała na lekcje. W pewniej chwili dosiadała się do niej jej przyjaciółka - Fran.
- Hej Vilu. - powiedziała.
- Hej Fran. - powiedziała szatynka z uśmiechem. Lekcja się zaczęła. Pani weszła do klasy.
Zamarliśmy.
- Sprawdziłam wasze wypracowania. - powiedziała '' Siwa ''. Uczniowie ją tak nazywają choć na prawdę nie wiadomo dlaczego. Przecież nie ma siwych włosów. Ani nic.
- I znów będzie pała. - szepną Leon.
- Verdas! Wstań! - powiedziała ,a raczej wykrzyczała Siwa. Leon wstał. - Co to za szepty? - chłopak nic nie mówił. - Odebrało ci mowę? To może ją odwrócimy. Do odpowiedzi. - powiedziała. Szatyn podszedł do tablicy. - Może nam opowiedz o czym napisałeś wypracowanie? Na jakiś temat? - 17-latek chwilkę się zastanowił po czym powiedział.
- No jak to jest chemia. No to raczej na temat chemii. A nie biologi. - zażartował młody Verdas.
Francesca załapała się za głowę patrząc jaką głupotę mówi jej brat. Zawsze myślała ,że choć troszkę jest poważny ,ale jak widać myliła się.
- Siadaj. Masz dwie jedynki. Jedna za referat druga za odpowiedź. Jeśli się nie poprawisz zostaniesz jeszcze raz w tej klasie. - powiedziała nauczycielka.
- Matka mnie zabije. - szepną Leon. Chyba Siwa tego nie usłyszała ,bo nic nie powiedziała.
- Castillo jak zwykle piątka. Francesca również. Reszta ... szkoda mówić. - powiedziała.
- Ta to ma szczęście. - szepną ponownie tego dnia chłopak.
- Nie ma szczęścia. Tylko umie się uczyć. W przeciwieństwie do ciebie. - poprawiła go nauczycielka. W końcu lekcja się skończyła.
- Fran idę do łazienki. - oznajmił przyjaciółce.
- Dobrze. Będę czekała przy sali biologicznej. - powiedziała z uśmiechem. - Albo pójdę z tobą. Muszę przemyć twarz. - poszły razem.
*Violetta*
Stanęłam na przeciwko lustra. Ręce oparłam o umywalkę. Odwinęła rękawy. Ale jak zobaczyłam rany. Od razu je rozwinęłam jak były przedtem. Lecz Fran zobaczyła moje blizny i nowe rany.
- Pokaż to. - powiedziała. Podeszła do mnie i odwinęła mój rękaw. Spojrzałam na nią smutnymi  oczami. - Dlaczego to robisz??
- Bo mam swoje powody. - powiedziała powstrzymując łzy. Francesca spojrzała na mnie po czym mnie przytuliła.
- Proszę cię nie rób tego. Zrób to dla mnie dla naszej przyjaźni. - postała mi blady uśmiech. Który ja odwzajemniłam. - Kiedy ostatnio się cięłaś.? - zapytała nagle.
- Wczoraj wieczorem. - powiedziałam zgodnie z prawdą.
- Przez niego? - kiwnęłam głową na tak. Znów mnie przytuliła. - On nie jest tego wart. - powiedziała mi po policzku spłynęła pojedyncza łza. - Tylko mi tu nie płacz.
- Nie będę. - powiedziała. - Choć już zaraz dzwonek. - gdy zadzwonił dzwonek. Poszłyśmy na lekcje. Kolejny dzień miną  w życiu młodej dziewczyny. Jutro też jest dzień.
Dziewczyna obudziła się o 7:00. Dziś do szkoły miała na 8:30. Wstała jak zwykle się ubrała i zjadła śniadanie. Udała się na autobus. Którym jak co dnia jechała do szkoły. Weszła do niej. Zdziwiło ją to ,że nikt dzisiaj nie naśmiewał się z niej wyglądu. Weszłam do klasy kiedy zadzwonił dzwonek. Znowu chemia jeden z moich ulubionych przedmiotów. Lekcja się już skończyła.
- Castillo zostań na chwilę. - powiedziała Siwa. Jak powiedziała tak też zostałam. - Chce ci pogratulować wyników w nauce.
- Dziękuje. - powiedziałam z uśmiechem.
- Jak co roku są wycieczki na wakacjach w góry. - powiedziała.
- Tak ,ale ja nie jadę. - powiedziałam smutna.
- W tym roku nasza szkoła przyznała jedną darmową wycieczkę. Dla najlepszego ucznia. Czyli ciebie. - powiedziała Siwa.
- Naprawdę??? - zapytałam z niedowierzaniem. - Dziękuje.
- Nie ma za co. A teraz leć na przerwę. - powiedziałam nauczycielka z uśmiechem. Wyszłam z klasy. Gdy zamykałam drzwi ,ktoś chwycił mnie za nadgarstek. W szybkim tempie odwróciłam się. Tą osobą był Verdas.
- Czego chcesz?? - Zapytałam oschle.
- Mam dla ciebie propozycje nie do odrzucenia.
- Jaką?
- Ty potrzebujesz pieniędzy, a ja lepszych ocen. - powiedział z uśmiechem.
- Co masz na myśli??
- Dasz mi korki, a ja będę ci płacił.
- A skąd pewność,że się zgodzę ? Fran nie może cię pouczyć??
- Wiesz jaka ona jest dla mnie. Proszę zgódź się. - błagał prawie.
- Nie. - powiedziała i odeszłam.
- Poczekaj! - krzyknął. Odwróciłam się i spojrzałam na niego.
- A co jeśli zapłacę ci 100 peso za godzinę??
- Myślisz ,że mnie przekupisz?? - zapytałam zdenerwowana.
- Tak? - podniósł brew do góry.
- Gdzie, kiedy i o której? - zapytałam szybko.
- U mnie adres znasz, bo wyłaś u Fran. Dzisiaj o 17:00. - powiedział.
Gdy skończyliśmy rozmawiać. Poszłam do klasy na lekcje. Po lekcjach poszłam do domu.
Właśnie idę do Verdas’ów. Zbliża się 17:30. Wiem umówiłam się z nim na 17:00. Ale nie mogłam. Zapukałam do drzwi. Otworzyła mi pani Veronica.
- Dzień dobry. – przywitałam się z uśmiechem.
- Dzień dobry.  Ty pewnie do Fran zaraz ją zawołam. – oznajmiła.
- Nie tym razem do Leona. Jest w domu? – zapytałam miło.
- Tak jest u siebie w pokoju. – powiedziała. – Drzwi naprzeciwko drzwi do pokoju Fran. Wiesz gdzie jest pokój Fransesci.
- Tak wiem. Dziękuje. – powiedziałam. Udałam się po schodach. Przeszłam przez długi korytarz. Zapukałam do drzwi. Gdy usłyszałam ciche " proszę ". Weszłam do pokoju chłopaka. Leżał na swoim łóżku. Jak mnie zobaczył gwałtownie powstał do pozycji siedzącej.
- Hej. Przepraszam za spóźnienie. Nie mogłam być wcześniej. Wybacz. – powiedziałam.
- Jasne. Nic się nie stało. Dziękuje, że przyszłaś. – powiedział z uśmiechem..
- To zaczynamy?
- Oczywiście. -  powiedział. Usiadł do biurka. Ja usiadłam obok niego.
- Od czego zaczynamy??
- Od chemii. – powiedział.
- Dobrze. No to zaczynajmy. – powiedziałam. Po czym tłumaczyłam Leonowi wszystkie zadania. Uczyliśmy się jakieś 2 godziny. Zrobiło się duszno. Chłopak chyba to zauważył.
- Ej ,wszystko dobrze ? – zapytał z troską w głosie.
- Tak. Tylko troszkę mi duszno. – powiedziałam. – Mogła bym cię prosić o szklankę wody? - zapytałam.
- Zaraz przyniosę. – powiedział i wyszedł z pokoju. Zobaczyłam ,że drzwi na balkon są otwarte. Wyszłam na świeże powietrze. Po czym oparłam się o metalowe ogrodzenie balkony. Po jakiś 3 minutach do pokoju wszedł. Leon zobaczył ,że mnie nie ma więc skierował się na balkon.
- Proszę. – powiedział podając mi szklankę z wodą. Wypiłam zawartość szklanki.
- Dziękuje. – powiedziałam mu.
- Nie ma za co. – oznajmił z uśmiechem. Odstawił szklankę  na stolik. – Lepiej już?
- Tak. Możemy iść się dalej uczyć. – powiedziałam. Ruszyłam do pokoju. Chłopak poszedł za mną. Zaczęliśmy już rozwiązywać zadania. Kiedy Leonowi spadł długopis. Schyliliśmy się po niego. Nasze spojrzenia się spotkały. Między naszymi twarzami była mała odległość. Uśmiechną się do mnie ,a ja to odwzajemniłam. Leon nachylił się tak ,że złączyliśmy nasze usta w pocałunku. Oderwaliśmy się do siebie. Z uśmiechem na ustach.
- Wiesz. Robi się późno. – powiedziałam. – Muszę już chyba iść. – oddałam wstając z krzesła
- Odprowadzę cię. Ale poczekaj chwilkę. – powiedział po czym wyszedł z pokoju. Czekałam chwilkę na niego. Wszedł do pomieszczenia. – Proszę. Twoja zapłata. – powiedział dając mi pieniądze. – 200 penso. Jak się umawialiśmy 100 za godzinkę.
- Dziękuje. – powiedziałam.
- Odprowadzę cię. – powiedział z uśmiechem. Leon podprowadził mnie pod mój dom.
- Dziękuje. Ale nie musiałeś mnie odprowadzać pod sam dom.- powiedziałam z uśmiechem.
- Jakoś tak wyszło. – oznajmił. Stanęłam na palcach chciałam pocałować go w policzek. Ale on oczywiście musiał się odwrócić i pocałowałam go w usta. Chłopak swoje ręce położył na mojej talii. Przyciągając mnie jeszcze bardziej do siebie. Spodobało mi się to. Oderwaliśmy się od siebie z uśmiechem.
- Dzięki ,że mi dzisiaj pomogłaś. Idę teraz dokończę pracę domową na chemie. – powiedział.
- Nie ma za co. Jak byś czego nie wiedział to zadzwoń do mnie. – oznajmiłam. – Fran ma mój numer.
- Dobrze. Pa. – powiedział po czym musną mój policzek.
- Pa. – powiedziałam weszłam do domu. Przywitałam się z rodziną. Gdy tata poszedł do łazienki. Podeszłam do mamy.
- Mamo ma coś dla ciebie. – powiedziałam. Dając jej zarobione pieniądze. – Będę na rachunki i inne wydatki.
- Skąd to masz?? – zapytała.
- To jest nie ważnie. - powiedziałam z uśmiechem.
- Masz je kup sobie jakieś ubrania za to. A my z ojcem dajemy radę finansowo nie musisz nam pomagać. - oznajmiła.
Rano obudziłam się ok. 6:30. Udałam się do łazienki gdzie wykonałam poranne czynności. Zeszłam na śniadanie. Następnie jak zwykle na autobus. Wchodząc do szkoły zobaczyłam Leona. Uśmiechną się do mnie. Odwzajemniłam to. Podeszłam do szafki. Wzięłam potrzebne książki. Gdy je brałam zobaczyłam ,że o szafkę obok opiera się Verdas , który się na mnie gapił.
- Co się tak patrzysz?? – zapytałam.
- Chciałem ci jeszcze raz podziękować za wczoraj. Naprawdę mi pomogłaś. A zadanie domowe nie sprawiło mi trudności. Naprawdę nie wiem jak ci dziękować. – powiedział.
- Nie ma za co. – powiedziałam.
- Mam nadzieje ,że kiedyś powtórzymy to co się wczoraj wydarzyło. – powiedział.
- Ja też. Bo bez mojej pomocy nie będzie ci tak dobrze szło. – oznajmiłam.
- Głuptasku nie chodziło mi o naukę. – powiedział kładąc ręce na mojej tali. – Chodziło mi  o to. –powiedział przyciągną mnie do siebie. I  pocałował. Na początku traszkę się zdziwiłam. Ale potem włożyłam swoje ręce w kasztanowe włosy chłopaka. Gdy się całowaliśmy było tylko słychać innych ‘’ Uuuuuu’’ , "Nowa parka w szkole ‘’. Oderwaliśmy się do siebie. – Właśnie o to mi chodziło. – powiedział od mnie po oderwaniu.
- To też możemy powtarzać. Ale częściej niż naukę . – powiedziałam. Leon się tylko zaśmiał.
- A więc. – uklękną przede mną. – Uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją dziewczyną ?
- Oczywiście. – powiedziałam. Po czym i ja się schyliłam do jego ust. Po niedługiej chwili wstaliśmy.
- Kocham cię. – powiedział.
- Ja ciebie też kocham. – oznajmiłam po czym się w niego wtuliłam.
Po lekcjach.
- Wpadniesz do mnie o 16:30 ? – zapytał.
- Jeśli mogę. – powiedziałam.
- Zawsze. – oznajmił z uśmiechem. Wróciłam do domu. Była gdzieś 14:00. Mam jeszcze dużo czasu więc postanowiłam się wybrać do centrum po nowe ciuchy za pieniądze ,które zarobiłam.
*Leon*
Wróciłem do domu ok. 14:15. Musiałem jeszcze odprowadzić Violettę. Wszedłem do domu z uśmiechem na twarzy.
- Co się tak szczerzysz ? – zapytała Fran.
- Violetta. – powiedziałem krótko.
- A no właśnie Viola. Choć do salonu muszę ci coś powiedzieć. – powiedziała. Usiedliśmy na kanapie.
- To co masz mi do powiedzenia.?
- Proszę cię nie zrań jej. Ona i tak dużo już się nacierpiała. Sporo czasu cięła się…
- Jak to się cięła ? –zapytałem ze zdziwieniem. – Z jakiego powodu ??
- Pierwszym powodem byłeś ty. Zawsze się jej podobałeś. – powiedziała. – Drugim powodem były problemy finansowe w jej rodzinie. Ale gadałam z mamą. Zapytałam się czy nie mogą dać jej tacie podwyżki i zatrudnić jej mamę. Zgodzili się. – powiedziała z uśmiechem.
- To chociaż tyle dobrze. – powiedziałem.
- Więc proszę cię nie zrań jej.
- Nie zrobię tego. Za bardzo ją kocham. – powiedziałem. Uśmiechnęłam się do mojej siostry bliźniaczki i ją przytuliłem.
- Pamiętasz kiedyś każdego wieczoru na noc ,gdy byliśmy mali przychodziłeś do mnie i mnie przytulałeś. Po czym całowałeś w czoło i życzyłeś miłych snów. – oznajmiła.
- Tak pamiętam. – powiedziałem z uśmiechem. – Kocham cię siostra. – dodałem.
- Ja ciebie też braciszku. – powiedziała i jeszcze raz się przytuliliśmy.
O 16:30 przyszła Violetta. Leżeliśmy na moim łóżku wtuleni w siebie.
- Violu ?
- Tak ? – spojrzała na mnie .
-Możesz mi pokazać swoje cięcia ?? – zapytałem.
-Aaalem po ccco ?
- Chcę zobaczyć ile razy mnie potrzebowałaś ,a mnie nie było przy tobie. Za co cię przepraszam. – powiedziałem. Dziewczyna podwinęła rękaw od bluzki ,a ja zobaczyłem liczne cięcia na jej kończynie. Ucałowałem je. Na co dziewczyna syknęła z bólu gdy ich dotknąłem. – Przepraszam ,że mnie nie było przy tobie.
- Cieszę się ,że jesteś teraz.- powiedziała z uśmiechem. Przytuliłem się do niej. Ale nadal siedziałem smutny ,że to robiła z mojego powodu.
- Ej misiek. Uśmiechnij się. Uwielbiam twój uśmiech. Uwielbiam gdy się uśmiechasz. Twój uśmiech powoduje mój uśmiech. Uśmiechnij się. – powiedziała. Uśmiechnąłem się do niej.
- Jesteś piękna ,zawsze. Dla mnie najpiękniejsza, nikt nie równa się z Tobą. Twój uśmiech potrafi zmienić mój dzień ,poprawić na lepszy. Jesteś cudowna. Taka mała ,a tyle miłości w sobie masz. Tak bardzo kochana ,wspaniała , jedyna , najlepsza. Najlepsza dla mnie. Moja. Tylko moja. Kocham cię. Kocham najbardziej. – te słowa wypłynęły z mojego serca. Dziewczyna pocałowała mnie. Po jakiś dwóch godzinach poszła już do siebie do domu. Była już 21:45. Postanowiłem ,że pójdę jeszcze do pokoju Fran. Zapukałem. Usłyszałem ciche ‘’proszę ‘’ wszedłem do jej pokoju.
- Co cię tu sprowadza.  ? -  zapytała.
- Nic takiego. Tylko przytulas pocałunek w czółko i życzenie miłych snów. – powiedziałem.
- Tak jak kiedyś. – dodała Fran z uśmiechem. Podszedłem do niej przytuliłem ją po czym pocałowałem w czoło.
- Miłych snów. – powiedziałem już chciałem wyjść ,ale mnie zatrzymała swoim głosem.
- Leon ?
- Tak ?
- Kocham cię.
- Też cię kocham. – powiedziałem i wyszedłem.
(rok później)
*Violetta*
Jakieś 2 tygodnie temu. Byłam u lekarza. Poszłam tam ,aby przypisali i leki bo miałam grypę. Doktor powiedział ,że musimy zrobić dodatkowe badania. Bo jak on to powiedział ‘’ Coś jest nie tak ‘’. Zgodziłam się. Zrobiliśmy badania i okazało się ,że potrzebuje przeszczepu serca. Dodał jeszcze ,że jak tego nie zrobimy to zostało mi jakieś pół roku życia. Leon o wszystkim wie. Jest dla mnie wsparciem tak jak rodzice. Spędza ze mną dużą ilość czasu. Jest przy mnie ,a to liczy się najbardziej. Od kąt mama dostała pracę w firmie Verdas’ów u nas jest coraz lepiej. Tata dodatkowo dostał podwyżkę. Mogą sobie pozwolić na jakieś lepsze ubrania. Właśnie idę do Leona. Zapukałam do drzwi otworzyła mi Francesca.
- Hej Violu. – powiedziała i musnęła mój polik.
- Hej Fran. Jest Leon ? – zapytałam.
- Tak jest u siebie. – powiedziała.  Poszłam do pokoju mojego chłopaka. Zapukałam ,gdy usłyszałam‘’proszę’’ weszłam.
- Hej skarbie. – powiedział podnosząc się z łóżka ,na którym leżał.
- Hej misiek. – usiadłam obok niego i pocałowałam go namiętnie.
- Malinowa. ?
- Taka jaką lubisz najbardziej. – powiedziałam z uśmiechem. – Mam dobre wieści. – dodałam.
- Jakie ?
- Znaleźli dla mnie dawcę serca. – oznajmiłam ,a Leon uśmiechną się blado. – Nie cieszysz się ?
- Jasne ,że się cieszę. Kocham cię. – powiedziałam po czym mnie pocałował.
- Ja ciebie też. Dziękuje.
- Za co ?
- Za to ,że jak dowiedziałeś się o tym przeszczepie nie zostawiłeś mnie.
- Zostałem z tobą bo cię kocham.
-  Dzięki tobie wiem co  to miłość. – powiedziałam z uśmiechem ,który odwzajemnił. Położył się na łóżku.
- Choć tu do mnie. – zrobiłam to co mi powiedział. Wtuliłam się w niego. Leżeliśmy tak trochę. Nawet się nie zorientowałam ,że usnęłam.
*Leon*
Zobaczyłem ,że Violetta usnęła. Spojrzałem na nią jaka ona piękna jak śpi. Zresztą jak zawsze. Postanowiłem pójść na dół czegoś się napić. W kuchni była moja mama.
- Hej mamuś. – powiedział.
- Hej synek. – odpowiedziała ,po czym musnęła mój policzek. – Gdzie Violetta ?
-  Śpi u mnie w pokoju. – powiedziałem. Chwyciłem szklankę z szafki i sok z lodówki. Nalałem sobie trochę do szklanki.
- Ona teraz najbardziej cię potrzebuje.
- Wiem o tym. Dlatego spędzam z nią dużo czasu. Kocham ją i zawsze będę. Dzisiaj przyszła i powiedziała ,że znalazł się dawca.
- Ale ona nie wie ,że….
- Nie i mam nadzieje ,że się nie dowie. Nie chcę ,żeby bardziej cierpiała i się martwiła.
- Rozumiem.
- Idę może się już obudziła.  – udałem się do swojego pokoju. Zobaczyłem ją nadal śpiącą. Usiadłem obok niej. – Będę cię kochać zawsze. – powiedziałem. Głaskając ją po włosach. Zaczęła się budzić.
- Ja ciebie też. – powiedziała zaspanym głosem. – Długo spałam ?
- Nie.
- Wiesz ja chyba będę już iść. Jutro mój ostatni dzień w szkole przed przeszczepem.
- Tak. – Odprowadziłem dziewczynę do drzwi. Pożegnałem się z nią. Szybko pobiegłem do swojego pokoju. Łzy zaczęły mi spływać po policzkach. Usłyszałem pykanie do drzwi. Szybko przetarłem swoją twarz i powiedziałem ‘’otwarte’’. Do pokoju weszła Violetta.
- Zapomniałam… Ej ,ty płakałeś ?  - zapytała siadając obok mnie i mnie przytulając.
- Wydaje cię się. – powiedziałem zachrypniętym głosem ,który spowodował płacz.
- Przecież widzę i słyszę. – oznajmiła. – Proszę nie płacz. Bo mi się chce płakać. Zrób to dla mnie. – wyciągnęła ze swojej torebki chusteczki. – Proszę. Wytrzyj łzy. A tak w ogóle dlaczego płaczesz ???
- Jakoś tak wyszło.
- Misiek powiedz mi możesz powiedzieć wszystko.
- Już wszystko dobrze. – powiedziałem z bladym uśmiechem.
- Ja muszę iść. A ty mi tu nie płacz. – oznajmiła. Ujęła moją twarz w dłonie i musnęła polik. – Zrobisz to dla mnie. – spojrzała mi w oczy.
- Taaaak. – wyszła z pokoju. Ale po chwili znów weszła.
- Zapomniałam. Kocham cię.
- Ja ciebie też najbardziej. – wyszła i już więcej nie weszła. Ja położyłem się spać. Nagle drzwi do mojego pokoju się otworzyły. Była to Fran.
- Nie przyszedłeś dzisiaj do mnie tak jak co wieczór. – powiedziała.
- Przepraszam. Wiesz była Violetta.
- Nie powiedziałeś jej. ?
- Nie ,nie chce jej martwić. – powiedziałem ,a z moich oczy znów popłynęła pojedyncza łza.
- Tylko mi się tu nie rozklejaj. – oznajmiła. Weszła na moje łóżko i mnie przytuliła.
- Jak sobie pomyślę ,że jutro w szkole zobaczę ją ostatni raz. – mówiłem. Gadaliśmy jeszcze sporo czasu.
(następny dzień)
Wchodząc do szkoły zobaczyłem Diego.
- Siema stary. – powiedział.
- Siema. – gadaliśmy chwilkę. Gdy do szkoły weszła Violetta. Uśmiechnąłem się do mnie co oczywiście odwzajemniła.
- Twoja dupa ? – zapytał.
- Księżniczka.
- Czemu z nią jesteś ?
- Bo ją kocham.
- Ma fajne cycki ?
- Ma cudne oczy.
- Zaimponowała ci w łóżku ?
- Jest śliczna jak śpi. – mówiłem patrząc na Violettę. – Muszę iść. – poszedłem do Violi.
- Hej. – powiedziała i musnęła mój polik.
- Hej. Liczyłem na usta. – powiedziałem. Ona  cicho się zaśmiała i pocałowała mnie w je. 
- Proszę. – powiedziała. – To co mu powiedziałeś było piękne.
- Słyszałaś to ?
- Tak. Wiem ,że jestem twoją księżniczką. Kochasz mnie. Mam cudne oczy i jestem piękna jak śpię.
- Ty zawsze jesteś piękna. – po wszystkich lekcjach odprowadziłem moją dziewczynę pod jej dom.
- Będę tęsknić. – powiedziała. Spojrzał w moje oczy.
- Pamiętaj zawsze cię kochałem ,kocham i kochać będę gdzie kolwiek będę. Zapamiętaj. – z mojego plecaka wyciągnąłem misia. – Niech on ci o mnie przypomina.
- Mówisz jakbyś się żegnał.
- Violetta pamiętaj będziesz zawsze w moim sercu i ono będzie w tobie.
-Nie rozumiem.
- Pamiętaj o mnie. – powiedziałem i pocałowałem ją bardzo namiętnie ,tak jak jeszcze nigdy. – Kocham cię.
- Ja ciebie też. – powiedziała po czym poszła do domu. Ja odprowadziłem ją wzrokiem. Następnie poszedłem do swojego domu. Udałem się do kuchni ,gdzie była moja mama.
- Hej . – powiedziałem smutny.
- Pożegnałeś się z nią ?
- Tak. Było ciężko ,ale jakoś dałem radę. Będzie mi jej strasznie brakować. – powiedziałem ,a moja mama mnie bez chwili zastanowienia przytuliła.
- Jesteś bardzo odważny. Nie wielu by to zrobiło.
- Dziękuje. Pójdę już do siebie.
- Idź.
(następny dzień )
*Violetta*
Dzisiaj idę do szpitala. Mam nadzieje ,że Leon przyjdzie. Ale nie przyszedł.
(następny dzień)
Operacja już skończona. Lekarz mówił ,że wszystko dobrze. Serce się przyjęło bez żadnych komplikacji. Ale Leona nadal nie ma. Zaczynam się martwić.
(następny dzień)
Jestem już w domu. Czuję się coraz lepiej. Leona nadal nie ma. Co się z nim dziej. ? Potrzebuje wsparcia ,a go nie ma. Postanowiłam ,że do niego pójdę. Zapukałam do drzwi otworzyła mi jego mama.
- Jest może Leon ?
- Powinien być w swoim pokoju. – powiedziała z uśmiechem. Udałam się do pokoju mojego chłopaka. Nie było go tam. Na jego biurku była koperta. ‘’ Dla Violetty ‘’. Wzięłam ją do rąk. Była w niej karteczka z napisem.. ‘’ Kochanie wybacz ,że nie mogłem Cię wesprzeć w tych trudnych chwilach ,a wiem ,że tak tego potrzebowałaś. Chciałem zrobić ci prezent. Moje serce już dla mnie nie bije ,ale jestem szczęśliwy ,że mogłem ci je dać. Leon ‘’ Usiadłam na jego łóżku. Czy to możliwe on oddał mi serce ,żebym ja żyła ?  Schowałam moją twarz w dłonie. To teraz rozumiem dlaczego mi wtedy powiedział ‘’ Violetta pamiętaj będziesz zawsze w moim sercu i ono będzie w tobie. ‘’ Ale dlaczego jego mama powiedziała mi, że on jest w swoim pokoju? Nagle drzwi do pokoju się otworzyły a w nich staną…. Leon?  
- Violetta? – zapytał ze zdziwieniem, a jednocześnie z uśmiechem.
- Chciałeś mi oddać swoje serce?
- Nie.
- To po co ten list??
- Ja nie chciałem, ja je ci oddałem. Moje serce jest w tobie. - spojrzałam na niego.
- Nie rozumiem
- Bo gdy mi powiedziałaś wtedy ,że jesteś chora i potrzebujesz nowego serca ja postanowiłem ci je oddać. Teraz moje serce jest w tobie. - powiedział.
- A czyje ty masz serce?
- Podczas naszej operacji. Okazało się ,że znalazł się dawca. Ale wtedy moje serce już było w tobie. Więc mi wczepili serce kogoś innego.
- Kocham cię. - powiedziałam i się do niego przytuliłam.
- Ja ciebie też. Ale to nie będzie ci już potrzebne. – powiedział wskazując na list.
- Nie. Chce go zostawić to będzie taka mała pamiątka z tego całego zdarzenia. A kiedy wyszedłeś ze szpitala?
- Dzisiaj. Miałem do ciebie przyjść, ale lekarz powiedział ,że na razie nie mogę wychodzić na dwór. Bo moje serce nie przyjęło się za dobrze. Muszę dużo odpoczywać. – powiedział.
- Więc na co czekasz kładź się.- rozkazałam mu.
- Violetta, aż tak nie muszę. - zaśmiał się. - Chcesz może soku. Bo mi się pić zachciało.
- Tak. Zaraz przyniosę. - powiedziałam.
- Ja mogę pójść.
-Ty masz leżeć. Teraz zajmie się tobą lekarz Violetta.
- Dobrze. - powiedział przez śmiech. Już wychodziła. - Violu?
- Tak?- spojrzała na mnie.
- Kocham cię. - oznajmiłem.
- Ja ciebie też. - powiedziała z uśmiechem. Poszłam do kuchni. Zobaczyłam tam mamę Leona.
- Co Violu chciałaś ? - zapytała z uśmiechem.
- Troszkę soku dla Leona. - powiedziałam. Kobieta wyciągnęła z lodówki sok.
- Marchewka. - powiedział. - Sok marchewkowy. Leon jak na razie może pić tylko taki. Pewnie ci mówił, że operacja przeszczepu nie przyjęła się prawidłowo. - kiwnęłam głową. 
- Był odważny. Ryzykował własne życie dla mnie. - oznajmiłam z uśmiechem.
- Tak to było bardzo odważne z jego strony. Proszę oto sok. - podała mi szklankę.
- Dziękuje. - powiedziałam. Udałam się do pokoju mojego chłopaka. Otworzyłam drzwi ,zobaczyłam go śpiącego na łóżku. Niech odpoczywa to dla niego najważniejsze teraz. Postawiłam szklankę z sokiem na jego szafce nocnej. Pocałowałam jego policzek. '' Śpij dobrze mój królewiczu '' szepnęłam do jego ucha. Już miałam wychodzić kiedy usłyszałam zaspany głos Leona.
- Violu. Proszę zostań ze mną. - powiedział nawet nie otwierając oczu.
- Jeśli tylko sobie tego życzysz. - odpowiedziałam.
- Choć tu do mnie. - powiedział. Ja położyłam się obok niego. On objął mnie ramieniem. Wtuliłam się w niego. - Pocałujesz minie ? - zapytał. - Dawno tego nie robiłaś - dodał. Ja uwolniłam się z jego objęć i wbiłam się w jego usta zostawiając na nich czerwony kolor mojej szminki.
Pięć lat później
Znów zaglądamy do Leon i Violetty Verdas. Tak są małżeństwem od 3 lat. Ich córeczka ma 2 latka. Siedzą całą rodziną w salonie.. Leon z Violettą siedzą na kanapie. A Isabell przy stoliku i rysuje.
- Leon ? - powiedziała.  
- Tak ?
- Kocham cię..
- Ja ciebie też.
- Leon ?
-  Tak ?
- Jestem w ciąży.
- Ja ciebie też. Chwila co?
- Jestem w ciąży.
- Naprawdę? - przytaknęła głową. - Isabell słyszałaś?? Będziesz miała braciszka.
- Wiem tatusiu. - powiedziała.
- To ja jestem ojcem dziecka i dowiaduję się ostatni?
- Taaaaak.. - powiedziała przez śmiech Violetta.
- Zaczyna się humorki. - powiedział Leon.
- Je ciebie też kocham. - powiedziała.
- A ja kocham was. - powiedziała córeczka Verdas’ów siadając po między nimi.
- My ciebie też. - powiedziało małżeństwo razem.